niedziela, 10 lutego 2013

Przejmuj się tym, co możesz zmienić, reszta sama się rozstrzygnie.



  ~~~~~~~~~~~~~~
 CHITOTSU AIRU GREED
Szesnastoletnia czystej krwi czarownica, przydzielona do Slytherinu. Obecnie jest na siódmym roku nauki.
PATRONUS | BOGIN: flaming | rekin
RÓŻDŻKA: 13 cali | cis | włos demimoza
ZNAKI SZCZEGÓLNE:  blizny na lewym przedramieniu
 WZROST | KOLOR OCZU | KOLOR WŁOSÓW:  1,70m | brązowe | jasny brąz/rudy
FUNKCJE SPECJALNE: Prefekt | Pałkarz Slytherinu
ZNAK ZODIAKU  |  PUPIL: Strzelec  | Lelek Wróżebnik
URODZINY | MIEJSCE URODZENIA:  29.11 | Manchester

GALERIA | POWIĄZANIA 
OPOWIADANIA
~~~~~~~~~~~~~~

Rodzice po rozwodzie - od dziecka mieszkała wraz z ojcem w jednym z mniejszych, brytyjskich miasteczek. Nie była to wieś, mieścina miała kilka sklepów, rynek, targowisko - ale i tak dziewczyna wyniosła stamtąd lęk przed wielkimi tłumami, dlatego też nie lubi korzystać z pociągów. Brr, te zatłoczone dworce..
 Nie wyróżnia się niczym - raczej nie pcha się w centrum wydarzeń, stoi bardziej z boku, ale nie jest nieśmiała. Co dziwne w połączeniu z innymi cechami - ma cięty język, co zabawnie kontrastuje się z jej osobowością. Jednak niezbyt często używa tej "zdolności", nie lubi zwracać na siebie uwagi.
Różdżka, którą się posługuje, ma 13 cali długości, wykonana jest z cisu, w rdzeniu włos demimoza
Bardzo sztywna, wydająca charakterystyczny świst. Drewno ciemne, pokryte srebrnymi żyłkami, przypominającymi pęknięcia. Kupiona nie u Ollivandera, a zrobiona przez jej własnego ojca.

~~~~~~~~~~~~~~
"Potwory umysłu są znacznie gorsze niż te istniejące naprawdę. Strach, zwątpienie i nienawiść okaleczyły więcej osób niż jakiekolwiek zwierzęta." 
 ~~~~~~~~~~~~~~
Chi mierzy ledwo metr siedemdziesiąt wzrostu. Nie przeszkadza jej to, uważa, że to akurat w sam raz. Włosy, zazwyczaj delikatnie kręcone na końcówkach są dosyć długie, rzadko nosi je spięte, zazwyczaj pozwalając, by swobodnie opadały jej na ramiona. Oczy ma typowo azjatyckie, choć są trochę większe. Drobna twarzyczka i mały, płaski nos to kolejna cecha, którą dostała w genach po matce.
Jeśli nie musi wciskać się w szkolną szatę wybiera raczej ubrania w stonowanych barwach, nie nosi też zbyt często spodni. Najczęściej są to jasne sukienki, długie swetry bądź spódnice i zakolanówki.
Na lewym przedramieniu ma sporo okropnych blizn, układających się w słowo "Zdrajczyni". Dba o to, by w każdej chwili miejsce to było zasłonięte bandażem bądź zawiązaną chustką.



~~~~~~~~~~~~~~
   Urodziła się 29 listopada, w Manchesterze. Jej matka, Airu była azjatką, pochodzenia koreańsko-japońskiego. Wyemigrowała z Korei do Wielkiej Brytanii, w poszukiwaniu spokoju i "za chlebem".
Spotkała tam miłość, a wiadomo, jak jest najczęściej - skończyło się to dzieckiem. Matka Chitotsu nie była gotowa na córkę, podłamała się i opuściła kraj. Nie wiadomo, gdzie się podziewa.
Dziewczyna więc od 3 roku życia była wychowywana tylko przez ojca, Vincenta. Żyło się im dobrze, w małym miasteczku obok Londynu. Mieli dom z ogrodem, życie było spokojne. Dziewczynka wykazywała zdolności magiczne, bo w końcu rodzice byli czarodziejami, ale tata nie uświadamiał jej o tym. W wieku 11 lat dostała list z Hogwartu, wydało się. Została przydzielona do Slytherinu. Sama nie wie dlaczego, może po ojcu - Ślizgonie? W każdym bądź razie nie była zbyt lubiana w swoim domu. Nie nienawidzi mugoli, nie pała się czarną magią.. Ale to cechy nabyte w Domu Węża, nie przychodzi się raczej z nimi. Więc może Chi jest tutaj z powodu ambicji, dążenia do celu nawet po trupach i sprytu? Wie tylko jedno - jest w dobrym miejscu, bo los tak chciał.
~~~~~~~~~~~~~~ 


Pamiętaj, że wielu ludzi ginęło za swoje przekonania. To dość powszechne. Prawdziwa odwaga polega na tym, by żyć i cierpieć za to, w co wierzysz."

~~~~~~~~~~~~~~

Rodziny matki nie zna, z rodzicami ojca.. woli nie utrzymywać kontaktów. Staromagiczne małżeństwo, wywodzące się z rodu którego początki sięgają XVIII wieku nie mogło znieść myśli, że ich pierworodny syn ożenił się z jakąś kobietą ze wschodu. Ba, która nawet po kilku latach po prostu uciekła. Matka Vincenta uznała go za szaleńca, gdy ten rzucił pracę w Ministerstwie dla własnych badań dotyczących tego, co jeszcze można wcisnąć w rdzeń różdżki i jakie to ma skutki. Ślizgonka swoich dziadków ostatnio widziała jakieś 4 lata temu. Nie przepada za nimi. Popierają Voldemorta, ale są tchórzami, bo nawet się do niego nie przyłączą w obawie o własne życie. Po śmierci (a raczej zniknięciu, bo Chi zna głupie pomysły swojego ojca) Vincenta ich jedyny wkład w życie dziewczyny to wysyłanie jej pieniędzy na utrzymanie.
Jedyną osobą (a raczej stworzeniem), które Ślizgonka darzy niemalże rodzinną sympatią jest jej skrzatka domowa, Knocia. Ich relacje są inne, niż zazwyczaj między człowiekiem a skrzatem. Knotka nie jest w domu trzymana na siłę, ale nie odejdzie, bo ma bardzo dobre warunki i jest traktowana niczym członek rodziny. Vincent sprowadził ją, gdy jego córka miała około 5 lat. Skrzatka opiekowała się czasem dziewczyną, opowiadała jej bajki znane w swojej społeczności. Nigdy nie chodziła w poszarpanych ubraniach , ma nawet własny pokoik. 
  ~~~~~~~~~~~~~~
"Nie można się kłócić z wszystkimi głupcami tego świata. Łatwiej ustąpić, a potem ich oszukać, gdy nie zwracają na ciebie uwagi..."
 ~~~~~~~~~~~~~~

Dziewczyna nie ma większych problemów z nauką - łatwo przyswaja wiedzę, chociaż i tak żyje w przekonaniu, że do niczego jej się to nie przyda. No bo, po co ma się uczyć właściwości jakiegoś śmierdzącego, paskudnego zielska, skoro w przyszłości ma zamiar latać nad ziemią i odbijać kijem tłuczka?

Już na trzecim roku Chi dostała się do drużyny Quidditcha. Co dziwne, dziewczyna gra na pozycji pałkarza, co jest dosyć niespotykane z jej chuderlawą posturą. Nie przeszkadza jej to w niczym, bo swoją rolę wypełnia bardzo dobrze. Chociaż jedynym, czego w tym nie lubi to masa siniaków i zadrapań, które dostaje w prezencie od piekielnej piłki.
Na szóstym roku została prefektem Slytherinu. 
~~~~~~~~~~~~~~
Na pierwszy rzut oka można by uznać, że panna Greed jest idealnie wychowaną, młodą dziewczyną z dobrego domu, która jednak nie dopuszcza nikogo do siebie, izolując się we własnym towarzystwie.
Wykształceniu takiego mylnego wrażenia jest winne to, że od najmłodszych lat nie bała się wygłaszać poglądów sprzecznych z tymi, które są kojarzone ze Slytherinem. Ma w zwyczaju mówić o kilka słów za dużo, wdawać się w kłótnię z młodym fanem Czarnego Pana i później mieć zepsuty humor na cały dzień, reagując na wszelkie próby kontaktu z nią opryskliwością i cichym prychnięciem.
Nie miała przyjaciół, trzymała się raczej sama. Dopiero w okolicach szóstego roku otworzyła się troszeczkę, co zaowocowało nowymi znajomościami. Jednak - zauważyła wtedy, że zbyt szybko zaczyna komuś ufać, więc zatoczyła błędne koło nieświadomie raniąc przyjaciół swoim czasowym, nieznośnym zachowaniem.  Stara się być spokojna, ale często wybucha, gdy to, co myśli o danej osobie przez przypadek wychodzi z jej ust.
Objęcie funkcji prefekta nieco ją zmieniło. Starała się być bardziej odpowiedzialną, rozsądną, mniej spontaniczną. Częściej już gryzła się w odpowiednim momencie w język, odwracając po chwili na pięcie i odchodząc korytarzem, żeby nie musieć zaczynać pojedynku wynikającego z różnicy poglądów z rozmówcą.
 ~~~~~~~~~~~~~~
"Gram brawury, trzy gramy głupoty."
~~~~~~~~~~~~~~

Jedynymi osobami, które zawsze (bez żadnego, kompletnie żadnego wyjątku) potrafią wytrącić ją z równowagi są panowie Mulciber i Avery, chodzący na tym samym roku co Chi do Slytherinu. Od najmłodszych lat darła z nimi koty, od drugiego roku zdarzało jej się raz na jakiś czas pojedynkować na korytarzu z Williamem, bo po prostu nie mogła wytrzymać tej okropnej, wrednej arogancji.
I tu objawia się kolejna cecha dziewczyny - biegle włada czarną magią. Ojciec, który uczęszczał niegdyś do Domu Węża słusznie zauważył, że jego córka musi sobie umieć poradzić i od najmłodszych lat uczył ją rzucania klątw. Zaznaczał jednak, że ma ich używać w kompletnej ostateczności, bo zaklęcia te potrafią wyrządzić więcej szkody, niż pożytku.

Pupil dziewczyny jest dosyć nietypowy, bo jest nim Lelek Wróżebnik, ptak zamieszkujący dziuple w Zakazanym Lesie. Podczas jednej przygody przyczepił się do Chi, no i został już na stałe.
Dziobie swoją właścicielkę, gdy coś mu nie odpowiada, ogólnie jest wybredny i humorzasty.
Nosi imię Devo. 


  ~~~~~~~~~~~~~~

MARZENIE: kariera w lidze Quidditcha na pozycji pałkarza
HOBBY: projektowanie mioteł, "tuningowane" swojej własnej o pokrętełka wspomagające przyspieszenie w locie
ULUBIONY PRZEDMIOT: Historia magii/Eliksiry
ULUBIONA POTRAWA: pudding czekoladowy
SUMy: Wybitny - Eliksiry, Zaklęcia, Historia Magii, OPCM, Wróżbiarstwo. Powyżej oczekiwań: Transmutacja, Astronomia.
FOBIA: dziki

"ups, ale suchar."
*wszystkie cytaty pochodzą z serii "Dziedzictwo" autorstwa Christophera Paoliniego
*Jestem jak najbardziej chętna do wątków pod KP, mogę takowe rozpoczynać pod warunkiem, że ktoś rzuci pomysł na grę.

51 komentarzy:

  1. Wychodząc cicho z sali od Transmutacji,ruszył w kierunku lochów mając nadzieję,że nie spotka po drodze żadnego z prefektów.Nie był w najlepszym humorze,więc nie chciało mu się nawet tłumaczyć im albo nauczycielom dlaczego nie jest na zajęciach.McGonagall chyba nawet nie zdała sobie sprawy z tego,że uciekł z jej lekcji.Była zbyt zajęta tłumaczeniem kilku uczniom,że Transmutacja jest bardzo ważna i potrzebna w życiu codziennym.Skręcił teraz i zaczął schodzić oglądając się nerwowo za siebie.Kiedy doszedł do ściany w lochach,rzucił hasło i pierwsze co zobaczył to znaną mu Ślizgonkę.Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek i podniósł delikatnie brwi.
    -Ładnie to tak opuszczać godzinki?-rzucił siadając leniwie na jednym z fotelów przy kominku.Po chwili spojrzał na zegarek udając zdziwienie i dodał wyniosłym głosem.-Zdaje mi się,że właśnie przepada nam teraz Transmutacja,czyż nie?-po tych słowach zauważył kilka cukierków leżących na stoliku obok,sięgnął po jednego i rozejrzał się po pokoju patrząc czy przypadkiem słodkość nie ma swojego właściciela.Kiedy stwierdził,że są niczyje wsadził cukierka do ust i odchylił głowę.

    ~Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Mulciber

    Poczuł po chwili małą gulkę w garde i zaczęło go strasznie piec.-W sprawie tej...ykh...szla...my?- chciał dokończyć ale po chwili dopadła go czkawka.-Co-ykh-jest?-nie mógł się opanować i zauważył dwa puchary z sokiem dyniowym.Wypił jeden ale czkawka dalej mu nie przechodziła.Złapał się za nos próbując wstrzymać powietrze ale w końcu zrezygnowany wypuścił je czując,że czkawka dalej mu nie przechodzi.-Ej..ykh...co to za cukier-ykh-ki?-rzucił lekko poddenerwowany wciąż czkając co musiało zabawnie wyglądać.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Mulciber

    Podniósł brwi w geście zdziwienia wciąż czkając,kiedy ta zaczęła mu tłumaczyć na temat gafy jakiegoś drugoroczniaka.-To...ykh...jakie..ykh...muś się niedługo oberwie...ykh...jak jeszcze ra-ykh-z coś takiego mi się przy-ykh-trafi.-mówił już teraz przez zaciśnięte zęby,zapominając o czkawce,przez co wyglądało to jeszcze zabawniej bo jego wyraz twarzy był poważny.Nie mógł pozwolić na to aby ktoś sobie z niego robił żarty.Nawet jeśli niechcący,ten ktoś i tak go ośmieszył.Podparł głowę ręką,którą oparł na podłokietniku wgapiając się w posadzkę a kiedy usłyszał słowa dziewczyny znów jego wzrok skierował się na nią.-Terazk...ykh...to nie ma nic za darmo...ykh...cooo?-rzucił posępnie ilustrując ją.-A niby ykh za co?

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Mulciber

    Otworzył szerzej oczy nie zauważając nawet kiedy zgubił czkawkę i parsknął śmiechem na słowa Ślizgonki o jego "wielkości".-Nie no...porawiłaś mi humor...naprawdę..-odgarnął odruchowo włosy do tyłu i rozprostował się w fotelu.-I tak się dowiem co to był za knypek i się z nim rozliczę sam...a nawet gdybyś to rozpowiedziała...-pokręcił znacząco głową.-i tak Ślizgonów by to mało obchodziło i nie rozmawialiby o tym za długo...przynajmniej nie tak długo jak o tym,że na przykład taka szlama zginęła..albo ktoś inny-oprawił się w fotelu i założył nogę na nogę.-Hmmm...a tak...dług wdzięczności...mam coś takiego w moim słowniku więc możesz być pewna,że Ci się jakoś zrewanżuje .-mruknął kiwając znacząco głową.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopisywał mu dziś wyjątkowo dobry humor - zapewne dzięki niezwykle ciekawym zajęciom z zielarstwa, na których zdobył wiele punktów dla swojego domu. Puchon właśnie opuszczał Wielką Sale zamierzając udać się do Skrzydła Szpitalnego.
    Nic mu oczywiście nie dolegało, jednakże często zawadzał o te miejsce i toczył długie dyskusje panią Pomfrey wychodząc dwa razy mądrzejszy niż przyszedł. No, przynajmniej takie zawsze miał przeświadczenie, z którym żyło mu się bardzo dobrze.
    Kiedy przemierzał jeden z korytarzy dostrzegł drobną dziewczynę, która była wprost zawalona niesionymi przedmiotami. Rozpoznał w niej jednego z pałkarzy drużyny Ślizgonów, a jako, że nigdy nie był uprzedzony do Domu Węża podszedł do nieznajomej uśmiechając się nieznacznie. -Potrzebujesz może pomocy?

    OdpowiedzUsuń
  6. Skłamałby twierdząc, że wcale nie spodziewał się słów zaprzeczenia. Uczniowie Domu Węża byli z reguły oporni na przyjmowanie pomocy innych. -Właśnie widzę, jak sobie ra... - urwał, bo tłuczek, który najwyraźniej był źle domknięty, wyrwał się ze skrzyni. Zerknął przelotnie, niemal z przerażeniem, na dziewczynę, którą odrzucone impetem wieko ugodziło w twarz zaraz rzucając się na piłkę, którą przygniótł ciężarem ciała do ziemi. Nie byłoby dobrze jeśli rozszalałby tłuczek wpadł w czyjąś głowę. Pozbierał się z podłogi ściskając drżącą piłkę w dłoniach i kręcąc głową utkwił spojrzenie w Ślizgonce. -Trzeba będzie zaraz się tym zająć - wymruczał pod nosem na myśli mając rozcięcie na jej brodzie, które musiała spowodować skrzynia. -Postaw ten kufer, schowam twój tłuczek zanim narobi więcej szkód.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy uporali się z tłuczkiem wstał na równe nogi i wierzchem dłoni przetarł czoło z wyimaginowanego potu. Nie spodziewał się tego typu atrakcji w środku tygodnia, jednak z drugiej strony - to Hogwart, czy nie powinien się już przyzwyczaić, po siedmiu latach nauki tutaj, że na każdym kroku można naciąć się na rzeczy dużo bardziej zadziwiające niż gracz Quidditcha nieradzący sobie z własnym sprzętem? Uśmiechnął się uprzejmie do dziewczyny i złapał ją za rękę nim utułała sobie kołnierzyk koszuli krwią. Zacmokał z dezaprobatą. -Nie bądź taka w gorącej wodzie kąpana - poprosił ze śmiechem i opuścił rękę aby wyjąć z kieszeni spodni swoją różdżkę, którą przybliżył do rozcięcia. -Vulnera Sanentur - powiedział spokojnym głosem, a ranka się gładko zasklepiła.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak często u niej bywasz? To chyba wiesz jaka jest niecierpliwa... -odparł drapiąc się po karku. Schował różdżkę z powrotem do kieszeni i pokiwał głową. -Sama widzisz, po co narażać i siebie, i ją, jeśli dla mnie nie jest żadnym problemem użyć zaklęcia medycznego? -zapytał retorycznie z przyjaznym uśmiechem. Przysiadł na parapecie i na krótką chwile się zamyślił. Oczywiście i do niego dotarły pogłoski na temat podejrzeć jakie część szkoły rości wobec jego obecnej rozmówczyni, jednak sam wyjątkowo sceptycznie do nich podchodził. Dom Węża był pełen naprawdę podejrzanych osobników, a ta dziewczyna zdawała się po prostu znaleźć w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze. Domyślał się, że musi być jej ciężko w tej sytuacji. Zresztą komu by nie było? -Nie przedstawiłem się, gdzie moje maniery? -rzucił uśmiechając się niewinnie. -Nicolas Sanders - dodał schodząc z parapetu, wyciągnąwszy prawą dłoń w jej kierunku. -Możesz mnie kojarzyć z meczów Quidditcha.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Mulciber

    -A no tak...bo przecież ja zazwyczaj się z tego chichram.-uniósł brwi i po chwili zamyślenia schylił się w jej kierunku dalej siedząc w fotelu i wlepił teraz oczy w jej lekko czerwonawe włosy.-Niech Ci będzie...obiecuję,że będę się powstrzymywać.Masz to jak w banku.-powiedział uśmiechając się złośliwie i podniósł się kierując się w stronę dormitorium.

    OdpowiedzUsuń
  10. Delikatnie potrząsnął dłonią dziewczyny, którą po chwili puścił. Mrugnął do niej przyjaźnie. -A ja w podobnym przypadku bez wahania przyjąłbym te przeprosiny. Swoją drogą masz niezłe strzały - dodał uśmiechając się beztrosko.
    -Chi... - powtórzył - brzmi orientalnie - dodał po chwili.
    Oczywiście nie było w tym nic dziwnego, wystarczyło spojrzeć na dziewczynę i nie sposób było przeoczyć typowo azjatyckich rysów twarzy.
    -Skoro większość osób polega przy twoim pełnym imieniu, to może nie będę kolejną, która je przeinacza, bo doskonałej dykcji to ja nie mam.Zaśmiał się cicho mierzwiąc sobie jasne włosy. -W każdym razie, Chi, podejrzewam, że jest ci teraz trochę ciężko, co? -zapytał bez nacisku, spoglądając w stronę okna wprost na niebo, na którym akurat dostrzegł szybującą sowę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uśmiechnął się łagodnie i przeniósł wzrok na Chi. -Nie twierdze, że masz się przejmować cudzymi czynami, ale nie wmówisz mi, że nikt ci nie dopieka. A to nie może być przyjemne. -Po tych słowach westchnął cicho. Zwyczajnie nie wierzył aby ktokolwiek mógł pozostawać obojętnym na obelgi, nawet te niesłuszne. Sam przeżył małe piekło na pierwszym roku niejednokrotnie padając ofiarą uczniów nietolerujących czarodziejów pochodzących z poza magicznych rodzin. Swoją drogą był ciekaw stosunku Chi, co do "statusu krwi". -Niedługo wszyscy o tym zapomną, znajdzie się coś innego, co odciągnie ich uwagę - dodał tonem wskazującym na to, że popadł w lekką zadumę. Wyrwała go z zamysłu sowa, która wleciała przez okiennice i zatrzymała się na parapecie, przed nim. Była to jedna ze szkolnych płomykówek, chłopak nie posiadał własnej. Uśmiechnął się dostrzegając pismo swojej matki i odczepił list od nóżki sowy postanawiając odczytać go później.

    OdpowiedzUsuń
  12. Schował list do plecaka, który miał luźno przerzucony przez jedno ramię, a sowa zauważywszy, że nie ma na co czekać, bo ten teraz nie odpisuje rozłożyła skrzydła i odleciała znikając im z widoku.
    Z poważną miną wysłuchał wszystkich słów dziewczyny miło zaskoczony jej niespodziewaną wylewnością. Pokiwał z uznaniem głową, gdy usłyszał o tym, że Chi miała w sobie tyle odwagi aby głośno wygłaszać poglądy sprzeczne tym jakie podziela znaczna większość uczniów domu węża. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny, czysto odruchowo, bo takie gesty nieustannie mu towarzyszyły, gdy chciał kogoś podnieść na duchu.
    -Tak jak powiedziałem, to kwestia czasu aż wszystko ucichnie, uwierz mi. Musisz zacisnąć zęby i jakoś to przeczekać. A jeśli miałabyś z kimkolwiek jakieś problemy służę pomocą - dodał ze szczerym uśmiechem, bo zrobiło mu się jej najzwyczajniej w świecie żal. Rozejrzał się po korytarzu. -Może pójdziemy gdzieś usiąść?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ktoś ci podał eliksir prawdy? -zapytał otwierając szerzej oczy. Nie był pewien w stu-procentach, ale coś takiego wydawało mu się po prostu nielegalne. Na usta cisnęło mu się pytanie "kto taki?", jednak powstrzymał się. Nie chciał aby Chi mówiła mu prawdę na temat spraw, które być może wolałaby zachować dla siebie i sam chyba niekoniecznie chciał wiedzieć jacy uczniowie tak odważnie łamią prawo.
    -Postaram się nie zadawać żadnych pytań - stwierdził siląc się na uśmiech, bo wciąż był nieco wstrząśnięty tym co usłyszał.
    -Dziedziniec. Zgoda - po tych słowach, czekając na Ślizgonkę ruszył we wspomnianym kierunku po drodze wyjmując z plecaka czarno-żółty szalik, bo nie widział żadnego sensu w noszeniu go po szkole, w której było raczej ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  14. Może powinnaś to zgłosić jakiemuś nauczycielowi? Chociażby Slughornowi... Może mógłby podać jakie antidotum na veritaserum? -podsunął niepewnie, bo zapewne sam nie postąpiłby w ten sposób na jej miejscu. Z miejsca przecież wbrew własnej woli wydałby sprawców zamieszania, co przysporzyłoby tylko jeszcze większej ilości kłopotów ze strony uczniów. Pokręcił zrezygnowany głową, gdy doszedł do takich wniosków. -Nie, to bezsensu... -wymruczał przechodząc u boku dziewczyny przez sale wejściową. Otworzył przed nią drzwi czując na twarzy podmuch chłodniejszego powietrza, a następnie zaraz za nią wyszedł na dziedziniec obwijając sobie szyję szalikiem w barwach Hufflepuffu.
    -Chodźmy może tam. -Wskazał na fontannę z lekkim uśmiechem malującym się na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  15. Może te osoby same uwarzyły eliksir? -zapytał choć właściwie sam w to nie wierzył. Eliksir prawdy był jedną z najtrudniejszych do przygotowania mikstur i wątpił czy nawet ktoś tak słynący z wyjątkowych umiejętności jak Severus Snape czy Lily Evans poradziłby sobie w tym wieku z takim zadaniem. Podrapał się po podbródku i podążył za spojrzeniem dziewczyny napotykając na dość nietypowego ptaka. Z pewnością skądś go kojarzył... Tak! Już sobie przypomniał - na pewno nieraz widział ten okaz w podręczniku Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Uśmiechnął się przyglądając się Lelkowi. -Śliczny, ciekawe jak to się stało, że się tu przypałętał.

    OdpowiedzUsuń
  16. On? -zapytał miękko, zaskoczony wskazując na pięknie ubarwionego ptaka, który ku jego zdumieniu sfrunął na ramię Chi. Przyglądał się Lelkowi z zainteresowaniem przechylając przy tym nieznacznie głowę na bok. -Skąd ty go wzięłaś? -zapytał w końcu nie mogąc się powstrzymać, bo nigdy nie spotkał się z takim stworzeniem w żadnym ze sklepów zoologicznych w jakich bywał. Zamoczył koniuszki palców w lodowatej wodzie, która chlupotała w fontannie i przez chwile w bezruchu wpatrywał się w mlecznobiałe niebo, z którego z całą pewnością wkrótce miał lunąć deszcz albo co gorsza sypać śnieg. Następnie przelotnie spojrzał na pergamin trzymany przez Chi. -Na jaki temat piszesz esej?

    OdpowiedzUsuń
  17. Uniósł zdumiony brwi. Kompletnie nie przypuszczał, że odpowiedź na to pytanie może być jedną z tych rzeczy, których Chi mogłaby woleć zachować dla siebie. -Wybacz, nie sądziłem, że zdobyłaś go na jakiejś nielegalnej wyprawie - przyznał drapiąc się z zakłopotaniem po karku. -Nie martw się, nikomu tego nie powiem - dodał oficjalnym tonem i pochylił się nad pergaminem trzymanym przez dziewczynę. -Do tojadu... - odparł zamyślonym tonem, a po chwili uśmiechnął się delikatnie. -Najłatwiej byłoby zrobić zestawienie tojadu oraz wykopieńka. Obie te rośliny mają podobną ilość właściwości, które z łatwością odnajdziesz w pierwszym lepszym poradniku zielarskim.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie jestem jakimś kapusiem - odparł spokojnie. Zmierzwił włosy i westchnął cicho. -Jeśli nie chcesz to nikomu nic nie powiem na temat tego skąd masz zwierzaka, słowo - zaręczył kładąc dłoń w miejscu, w którym powinno być serce i uśmiechając się łagodnie. -Mam dużo książek zielarskich, wiesz, w ramach lektury uzupełniającej. Mogę ci jakąś pożyczyć do tej pracy. -Zamilkł na moment, a po chwili zaśmiał się cicho kręcąc głową. -Może to trochę kwestia tego, że opiekunka mojego domu naucza tego przedmiotu? Na pewno lubię je dlatego, że mają niesamowicie wiele właściwości, które można wykorzystać przy lecznictwie. Poza tym świetnie nadają się do eliksirów i tu, kolejny, plus ku medycynie, którą zamierzam się zająć po ukończeniu szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  19. -W takim wypadku czuje się wręcz zobowiązany do tego aby ci pożyczyć jak najbardziej pomocny tom ze swojej kolekcji - odparł przyglądając się poczynaniom dziewczyny. Wyciągnął rękę w stronę barwnie opierzonego Lelka i ostrożnym gestem pogładził go po zaskakująco miękkich i delikatnych w dotyku piórach. -Dlatego powinno się zakładać rękawice ze smoczej skóry podczas pracy przy niektórych roślinach - zauważył unosząc delikatnie jedną brew. -Przecież eliksiry czasami są równie niebezpieczne, co zębate chwasty. Jedna kropla czegoś, czego nie powinno w nich być i wybuchają ci w twarz... -Westchnął cicho. Oczywiście nie oznaczało to, że nie lubił eliksirów. Był chyba tylko jeden przedmiot, za którym nie przepadał i było to Wróżbiarstwo, na które nie uczęszczał od ubiegłego roku. Poczuł w pewnej chwili, że coś ociera mu się o nogę, a następnie puchaty, czarny kot wskoczył na jego kolana domagając się pieszczot. -Ginger - mruknął do pupila drapiąc go za uchem zauważając, że błękitne ślepia zwierzaka z zainteresowaniem wpatrują się w Lelka Wróżebnika.

    OdpowiedzUsuń
  20. Uśmiechnął się kiwając głową. -Tak samo w przypadku wszelkich gatunków roślin. Należy się stosować do pewnych reguł i zasad, a wtedy można być spokojnym o to, że nie straci się dłoni. - Oparł jedną rękę na wilgotnym murku, na którym oboje siedzieli drugą gładząc machinalnymi ruchami czarnego sierściucha, który zaczął wyjątkowo głośno mruczeć nieustannie ucierając się o jego szatę. Najwyraźniej zainteresowanie Gingera Lelkiem było chwilowe i niedotyczące chrapki na ptaka. Zerknął zaskoczony na zmoczone rękawy Chi i obejmując jedną ręką kota, który uczepił się pazurami jego ubrania dźwignął się na nogi. -Może chodźmy do zamku? Pójdziemy do mojego Pokoju Wspólnego. Ja dam ci książki, a ty nie będziesz narażać się na to, że zaraz cała wpadniesz do fontanny po czym najbliższy tydzień spędzisz uziemiona w Skrzydle Szpitalnym. Tego chyba nie chciałby nikt, kto choć raz skosztował eliksiru pieprzowego - dokończył ze śmiechem i z góry uznawszy, że Ślizgonka przystanie na taką myśl ruszył w stronę wejścia do szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  21. Więc jakim sposobem pomoczyłaś rękawy szaty? -zapytał z uprzejmym zainteresowaniem w głosie.
    Właściwie to spodziewał się wątpliwości tego rodzaju. Ze spokojem wysłuchał ich do końca, nie przerywając Chi ani na moment i jak się okazało długo nie musiał czekać, bo najwyraźniej jej wylewność, której skutki począł przypisywać eliksirowi prawy, powoli zaczynała przemijać. Westchnął cicho. -Jeśli to kwestia tego, że nie chcesz narażać się na nieprzyjemny wzrok Puchonów, to uszanuje twoją decyzje. Jeśli to jakiś szlachetny poryw mający na celu chronienie mojej reputacji - tu uśmiechnął się nikle. -To nie ma powodów do obaw, ciesze się pewnym autorytetem w swoim domu, myślę, że taki widok mógłby nawet załagodzić podejrzenia wśród mieszkańców Hufflepuffe... -Powoli, czekając na dziewczynę, ruszył ku zamkowi. -Więc jaka jest twoja decyzja? -zapytał w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  22. -Wiedziałem, że jesteś rozsądną dziewczyną - rzucił zaczepnie po czym przemierzył Salę Wejściową i poprowadził Chi w dół, schodami prowadzącymi do korytarza, na którym mieściło się tajemne przejście do Kuchni (o którym wiedział dopiero od niedawna, co było dość niesamowitym faktem, skoro wejście do Pokoju Wspólnego Hufflepuffe mieściło się zaledwie parę kroków od tego miejsca).
    -To jest dla mnie oczywiste i jasne jak słońce od samego początku, nie obawiaj się. Nie zamierzam zwracać się od ciebie z zażaleniami - zażartował i korzystając z faktu, że jeden z Puchnów akurat opuszczał Pokój Wspólny wprowadził Ślizgonkę bez potrzeby podawania hasła. Znaleźli się w przestronnym, urządzonym w ciepłych barwach pomieszczeniu, w którym krzątało się niewielu uczniów. Jednemu z nich, chłopakowi grającemu na pozycji Ścigającego w drużynie Quidditcha, skinął na powitanie głową. Ten jednak w odpowiedzi jedynie przyjrzał się ze zdumieniem towarzyszce Nicolasa po czym powrócił do swojego poprzedniego zajęcia, jakim było układanie kart.
    -Oto nasz Pokój Wspólny - oznajmił blondyn podniosłym tonem i uśmiechnął się do dziewczyny. -Rozgość się, a ja skoczę po swoje małe pomoce naukowe z Zielarstwa - dodał jeszcze po czym ruszył ku schodkom prowadzącym do sypialni chłopców z siódmego roku.

    OdpowiedzUsuń
  23. Po dotarciu do dormitorium spędził w nim parę minut poszukując książek, które tradycyjnie walały się po różnych kątach, bo raczej kiepsko radził sobie z utrzymywaniem porządku. Gdy znalazł wszystko to, co mogło okazać się przydatnym podczas tworzenia eseju z uśmiechem zawrócił w stronę drzwi z Gingerem, który pałętał się u jego nóg, o które się ocierał. Blondyn jednak zignorował kota i pokierował się prosto do Chi. Wskazał podbródkiem na jeden ze stolików, który otoczony był wygodnymi pufami i na jego blacie postawił tomiszcze od eliksirów oraz zielarstwa (w końcu uważał, że przy temacie jaki ma do zrealizowania Ślizgonka te pierwsze mogą się okazać bardzo pomocne). Zasiadł i wbił w dziewczynę zamyślony wzrok. -No, dobra... - zaczął przenosząc spojrzenie na jedną z książek, na której ulokował swoją dłoń. Przejechał opuszkami palców po gładkiej powierzchni okładki i otworzył wolumin. -Pokaż mi, co napisałaś i zaraz zajmiemy się jakimś sensownym rozbudowaniem tego.

    OdpowiedzUsuń
  24. Bez słowa wziął do rąk notatki dziewczyny i zaczął je w milczeniu czytać. Gdy skończył uniósł wzrok na Chi i odłożył kartki na blat stolika.
    -Trochę chyba przesadzasz z tą samooceną, nie brakuje aż tak wielu rzeczy - stwierdził pogodnym tonem, po czym wziął ze sterty przyniesionych książek plik notatek. Odczytywał je mrucząc coś cicho i niezrozumiale pod nosem i wodząc palcem po czytanym tekście. Na moment sobie przerwał.
    -Chyba muszę popracować nad swoim bałaganiarstwem, informacje z drugiego roku przeplatają mi się tu z tymi z obecnego - oświadczył z przekąsem i nieco zirytowany swoim niedbalstwem wrócił do poszukiwań. W końcu z uśmiechem triumfu wyciągnął jedną z kartek, która była gęsto zapisana drobnym pismem blondyna i wręczył ją Ślizgonce. -Możesz sobie to choćby przepisać, nie sądzą aby profesor Sprout się zorientowała. A jeśli nie praktykujesz takich rozwiązań, to masz tu wystarczająco wiele informacji aby się uporać z esejem w półgodziny, zakładając, że szybko piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  25. Uśmiechnął się z przekąsem, choć doskonale to rozumiał. Jako kapitan drużyny sam niejednokrotnie po wysiłku związanym z treningiem pragnął jedynie udać się do swojego dormitorium i przespać następny tydzień.
    -Ostrożnie - bąknął, gdy dziewczyna przechyliła się na pufie. Posłał jej uśmiech, a kiedy Chi przepisywała esej on zajął się porządkowaniem swoich notatek oraz książek. Ustawił wszystko na schludną kupkę przekonany, że za tydzień lub dwa jego wysiłki spełzną na niczym, bo wśród pomocy naukowych zapanuje standardowy chaos. Westchnął cicho i uniósł spojrzenie miodowych oczu na twarz Ślizgonki.
    -Nie wiem, na pewno znajdą się takie osoby, które będą kręcić na to nosem, ale jeśli nie mają odwagi upomnieć się o to na głos to chyba nie ma żadnego problemu, prawda? -Oparł łokieć na stoliku i wsparł głowę na dłoni przyglądając się dziewczynie.

    OdpowiedzUsuń
  26. -Po prostu się tym nie przejmuj - polecił łagodnym tonem, choć dobrze wiedział, że nieraz jakimikolwiek formami represji można zostać skutecznie wpędzonym w podły nastrój. Wodził spojrzeniem po pergaminie, który zapisywała Chi, a kiedy rozlał się jej atrament zamierzał zaingerować i wspomóc ją przy użyciu zaklęcia czyszczącego, jednak dziewczyna ku jego zdumieniu wydobyła z torby paczkę chusteczek (których nigdy w życiu nie spodziewałby się ujrzeć w posiadaniu kogokolwiek z Domu Węża). Uśmiechnął się nieznacznie, a na widok skittelsów w jego oczach pojawił się błysk entuzjazmu. -Ktoś ci je przysyła? -zapytał, automatycznie odnotowując w pamięci by przy okazji kolejnego listu pisanego do rodziców poprosić o trochę mugolskich słodyczy, które byłyby miłą odmianą od czekoladowych żab czy fasolek wszystkich smaków. Pokiwał głową.
    -Zgadza się, gramy z Gryfonami - przyznał przygaszonym tonem, bo nie było co się oszukiwać - Szukający Domu Lwa był znacznie lepszy od grającego na tej samej pozycji Puchona.

    OdpowiedzUsuń
  27. Kiwnął głową w geście przytaknięcia, a słysząc radę Chi wysilił się na blady uśmiech. -Głównym problemem nie są tu ścigający drużyny przeciwnika, bo mamy naprawdę znakomitego bramkarza. Największą zmorą meczów z Gryffindorem jest James Potter, i to raczej na niego wystawie pałkarzy, aby choć odrobinę spowolnić złapanie przez niego Złotego Znicza - wyjaśnił zrezygnowanym tonem, zanurzając palce w blond czuprynie którą przeczesał roztargnionym gestem. -Ale dziękuje za radę - dodał uprzejmym tonem i zatrzymał wzrok na kominku. Na jego ustach wykwitł delikatny uśmiech.
    -To sympatycznie z jej strony - przyznał, zachodząc jednocześnie w głowie nad tym jakie są Skrzaty Domowe, bo do tej pory żadnego nie spotkał. Kiedy przeniósł wzrok na Chi, ta zdawała się drzemać. Zmarszczył zabawnie nos i postanowił nie ruszać dziewczyny, a zamiast tego sięgnął po podręcznik od eliksirów i czysty arkusz pergaminu. Pochylił się nad stołem i zaczął coś zawzięcie na nim zapisywać, co rusz zerkając do książki.

    OdpowiedzUsuń
  28. Uwielbiał to rześkie powietrze wieczorem. Wtedy to chciało się człowiekowi żyć. Zbierał się powoli do powrotu do zamku ze swojej godziny sportowej, lecz naprawdę ciężko mu było zrezygnować z biegania w tak dobrych warunkach. Oczywiście nie tylko dlatego wybierał późniejszą porę dnia. W tej chwili smarkacze siedzą grzecznie w zamku i nie przeszkadzają mu w rytuale. Poza tym nie lubi jak ktoś się na niego bezczelnie gapi. Przebiegł ostatnią rundkę przy brzegu jeziora i już spacerkiem skierował się na dziedziniec. Nie spodziewał się spotkać tam kogokolwiek. Z daleka rozpoznał te glutowato zielone barwy ślizgonów. Włożył ręce do kieszeni spodni i rzucił nie patrząc nawet na Chitotsu - Dzieciaki już dawno śpią... - no nie przekona się do tych ze Slytherinu za żadne skarby. A skąd miał wiedzieć, że Chit różni się w poglądach od reszty gości z domu Węża.

    OdpowiedzUsuń
  29. Zaklął w myślach. On to ma farta. Nie ma to jak wrąbać się na prefekta ślizgonów i wyskoczyć do niego z takim tekstem. Ale dziwne bo ze swojego doświadczenia ze ślizgonami wie że nie przepuściliby okazji do zeszmacenia gryfonów pod każdym względem. Ze wzajemnością oczywiście. Wyjął ręce z kieszeni i założył je na tors. Zbliżył się nieco do dziewczyny bo sam słabo widział jej twarz - Coście się tak raptownie zrobili tacy przyjaźni i potulni? Jak chcesz odejmować punkty to proszę bardzo. I tak Remus i Lily nam to nadrobią więc po nas to spłynie - nie dawał się sprowokować ani uśpić czujności. Ślizgoni to cwane bestie, a on nie da im pretekstu by się zabawili kosztem Gryffindoru nawet jak w tej chwili zaprzecza sam sobie w tej kwestii zachowując się tak a nie inaczej. Dopiero po chwili odezwał się już odpuszczając sobie złowrogi ton - Też biegasz?

    OdpowiedzUsuń
  30. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał, że spotka ślizgona, który nie jest zbytnio zadowolony z przydziału. A jednak cuda się zdarzają - Tyle to ja zdążyłem sam zauważyć - no i nie wiedział jak dalej pociągnąć temat. Z gryfonami szło mu to łatwiej, nawet z krukonami czy puchonami, a ślizgonów traktował jak kosmitów, nawet teraz rozmawiając z Chi czuł mały dyskomfort w środku, że ta osoba jednak jest z innej planety i nie zrozumie jego myślenia, postawy, poglądów. Podrapał się po potylicy i rzucił - O tej porze jest milutko bo nie ma pierwszoroczniaków i reszty dzieciarni - od czegoś trzeba zacząć - Ja sobie biegam dla zdrowotności. Uwierz mi, dobrze działa na koncentrację... - naprawdę dziwnie się czuł nie rzucając wyzwiskami w stronę ślizgona.

    OdpowiedzUsuń
  31. Przyglądał się drzemiącej dziewczynie z zaciekawieniem. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, a gdy ta się nagle zerwała wyprostował się równie gwałtownie, choć w efekcie o nic nie przyfasolił. Zagryzł dolną wargę powstrzymując rozbawienie w obawie przed tym, że ją jeszcze rozzłości.
    -Widzę, że to zasypianie gdzie popadnie bywa momentami prawdziwie zabójcze - zagadał drapiąc się po karku.
    -Czasami, gdy oglądam mecze Gryffindoru ze Slytherinem lub Ravenclawem trochę żałuje, że nie trafiłem do Lwów. James Potter jest naprawdę świetnym zawodnikiem - przyznał z uznaniem, bo jako kapitan drużyny potrafił obiektywnie docenić talent innych.
    Milczał przez chwile, aż w końcu zapytał: -Co z tym esejem? Piszesz go jeszcze ,czy może masz ochotę się gdzieś przejść?

    OdpowiedzUsuń
  32. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  33. Uniósł brwi nieco zaskoczony zachowaniem Chi, to samo za chwilę zrobił z dłońmi. Podniósł je pionowo na wysokość barków w geście niewinności - Spokojnie, nie przesadzajmy... Się dostosuję jakoś przecież - teraz to już w ogóle nie wiedział o czym ma gadać bo go najzwyczajniej w świecie przytkało - To ten... Na nerwy bieganie też jest dobre. Tylko jak nie myślisz o tym co Cię zdenerwowało. Jak się odpowiednio zmotywujesz to po powrocie do dormitorium padniesz od razu i nawet nie będziesz mieć czasu na myślenie o czymkolwiek - uśmiechnął się nikle i rozejrzał wokół szukając jakiś ewentualnych zasadzek w postaci skrytych gdzieś ślizgonów mających zamiar rozbroić go zaklęciem w plecy.

    OdpowiedzUsuń
  34. A on bez większego zawahania uścisnął dość mocno dłoń Chi lekko nią potrząsając - Mark - rzekł. Odczuł dziwne wrażenie, że to on powinien wyjść z tym gestem. Za chwilę zaś znów założył ręce na tors - Wiesz, my czarodzieje nie mamy zbyt dużo sportów opierających się na zwykłej, fizycznej wytrzymałości to co się dziwić, że większość szybko łapie zadychę. Dlatego ja biegam, w sumie między innymi dlatego ale nie tylko. Czasem potrzebuję ciszy żeby sobie pomyśleć, a czasem z braku zajęcia... Zwłaszcza o tej porze jest najprzyjemniej - spojrzał po ciemnym niebie. Nie miał zamiaru się chwalić, że poprzez taki wysiłek dąży do fizycznej i mentalnej doskonałości - Spróbuj sobie raz spokojnie przetruchtać stąd nad jezioro, nie na wyścigi. Swoim tempem i jeszcze raz spokojnie. Gwarantuję, ze poprawi Ci się humor. A jakbyś szukała towarzystwa to mnie złapiesz albo na korytarzu albo o tej porze na błoniach praktycznie codziennie - zaproponował - Tylko błagam, nie sprowadzaj młodszych znajomych - roześmiał się - Chociaż podczas biegania chcę mieć ciszę.

    OdpowiedzUsuń
  35. Spacerował brzegiem jeziora wpatrując się w taflę wody.Tak naprawdę liczył na to,że uda mu się zobaczyć pod powierzchnią jakieś stworzenia zamieszkujące głębiny.Niestety jego poszukiwania były nadaremne.Nie było widać ani trytona,ani żadnej druzgotki.Tak na prawdę nie liczył na żaden cud.Zbyt jednak dużo osób znajdowało się nad owym jeziorem.Ruszył w kierunku Zakazanego Lasu.Nagle zauważył nieopodal Bijącej Wierzby leżącą jakąś dziewczynę.Zatrzymał się niepewnie w obawie,że znów ktoś mógłby go śledzić

    OdpowiedzUsuń
  36. - No to dobrze - powiedział z ulgą - Wystarczy mi piszczenia w Wielkiej Sali w porze obiadowej. To jakbyś się zdecydowała to jes... - jako że był odwrócony plecami do wrót zamku nie zauważył sorki Sprout wychodzącej na dziedziniec. Dopiero dzięki Chi zajarzył, że lepiej jednak nie sterczeć jak ten łoś i nie narażać się na odesłanie do dormitorium. Przywarł do ściany, która na szczęście przecinała się prostopadle z drugą więc Sprout zauważyłaby go dopiero jakby zaczęła się rozglądać uważnie - Miałem nędzny z sumów z zielarstwa więc nie mam pojęcia nawet. Ale jak bardzo Cię to ciekawi i nie boisz się zaryzykować utratą punktów czy tam naganą za zły przykład dla reszty uczniów to możemy sprawdzić. Jedno wiem na pewno. Nie idzie się spotkać ze swoim chłopakiem w tajemnicy pod osłoną Zakazanego lasu... Chociaż kto ją tam wie - mówił cicho i spojrzał na ślizgonkę mrużąc lekko oczy.

    OdpowiedzUsuń
  37. Trzymał się blisko niej, dzięki swoim długim nogom nie musiał jakoś nie wiadomo jak przyśpieszać. Był też nieco wyższy od Chi więc szedł troszkę podkulony. I tak pewnie by go nie zauważyła, ale lepiej dmuchać na zimne. Kucnął obok niej i gapił się na krzątającą w szklarni Sprout - Jako odpowiedź możesz wziąć moje wyniki z sumów z tego ciekawego przedmiotu. Do tego trzeba mieć powołanie, tak samo jak w zawodzie uzdrowiciela czy aurora. Ale to już lekka przesada. Co niby ma im się stać przez te parę godzin? Wszamią same siebie? Tak serio to nikt by z tego powodu nie płakał - mruknął - Z chęcią bym potraktował parę tych bulw Confringo, żeby sobie powybuchały wesoło... Ale jestem na takie coś już za stary - zaśmiał się cicho

    OdpowiedzUsuń
  38. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  39. Kiedy rudowłosa gryfonka skończyła już swoje zajęcia, tradycyjnie udała się do sali, w której odbywały się lekcje z profesorem Slughornem. Codziennie musiała bowiem doglądać swoich bardzo ważnych eliksirów, które ważyły się wyjątkowo długo, bo aż dokładnie trzy miesiące. Lily skazana wiec była na codzienne odwiedzanie klasy i dodawanie kolejnych składników, czy tego chciała, czy też nie. Wyjątkowo szybko zjadła swój obiad i z pełnym brzuchem pomaszerowała w stronę wcześniej obranego celu. Po drodze związała miedzianego kokoru włosy w wysokiego koka, który miał spowodować, że jej uciążliwe, długie kosmyki nie wpadałyby do wszystkiego dookoła. Poprawiła jeszcze swoją ulubioną, miętową koszulę i zagięła rękawy, nie chcąc ich pobrudzić. Pchnęła ociężałe, drewniane drzwi i kaszlnęła, gdyż do jej płuc natychmiast trafiły małe drobinki kurzu, wszechobecne w zaniedbanej sali. Ruda uniosła zdumiona brwi, widząc siedzącą na podłodze Ślizgonkę i podrapała się zdziwiona po rudej czuprynie. - Cześć, co tu robisz? - uśmiechnęła się entuzjastycznie, zadowolona że ma jakiekolwiek towarzystwo. Podeszła do swojej szafki i wyciągnęla kilka fiolek, stawiając je ostrożnie na jednym ze stołów. Cały czas jednak zerkała kątem oka na Chi, ciekawa jej odpowiedzi. - Masz jakiś szlaban, czy coś? - parsknęła krótko, widząc jak ta usilnie stara się wyczyścić stare kociołki. - Może w czymś ci pomóc, co? - dodała do swoich fiolek kilka intensywnie zielonych liści i odłożyła wszystko ponownie do szafki. Podeszła do Chitotsu i uklęknęła tuż przy niej. - Nieciekawie to wygląda.. robota na kilka godzin. Próbowałaś może jakiegoś zaklęcia?

    (beznadziejny odpis, ale mam tak duzo teraz na głowie, ze po prostu nie mam teraz czasu D: )

    OdpowiedzUsuń
  40. - Wiesz, wracam już od jakiś piętnastu minut a coś się chyba oddalam od zamku - zażartował - A czemu pytasz? Masz jakiś plan na dzisiejszy wieczór który wyklucza osoby postronne? No ale... Skoro przeszkadzam to już sobie idę - westchnął teatralnie i podniósł się po czym odwrócił plecami do szklarni. Niestety akurat w tym momencie pani Sprout wychodziła właśnie od roślinek i chyba zauważyła jego dużą sylwetkę. On niestety nie mógł sobie zdać z tego sprawy bo przecież nie miał oczu na tyle głowy. Sorka poczęła dreptać powoli w stronę obojga uczniów jednak na razie widząc tylko Marka. A ten jakby nigdy nic stawiał sobie leciutko kroczek za kroczkiem i jakby spodziewał się że Chi go zatrzyma i powie, żeby został z nią bo jest tak zabawny i interesujący.

    OdpowiedzUsuń
  41. Odwrócił się powoli z nieco zakłopotaną miną - Dzięki - rzekł - Wiesz, nic jej się nie stanie jak posiedzi chwilkę dłużej w szklarni. Pewnie jakby była świadoma to by Ci podziękowała za to. Pamiętaj, dzień bez zielska to dzień stracony - próbował jakoś załagodzić sytuację, ale chyba kiepsko mu to wyszło - No wiesz? Nie spodziewałem się tego po prefekcie. Wy zwykle jesteście tacy sztywni... Spójrz na Remusa - podrapał się po głowie - Ale chodź już lepiej zanim znowu się stamtąd wygramoli...

    OdpowiedzUsuń
  42. - Ale zamek jest w tą stronę - wskazał palcem strzeliste wieże Hogwartu. W końcu uznał, że się jednak przejęła tym troszkę, a to nieładnie zostawiać ludzi w potrzebie więc poszedł za nią. Nic nie mówił dopóki nie przystanęli nad jeziorem. Spojrzał na jej plecy i mówił do nich - Spokojnie, jak już to ja się mogę bać bo mnie widziała. Poza tym kto Ci się tu włóczy o tej godzinie? - podrapał się po głowie i spojrzał na ciemną taflę jeziora - Jak Cię to ucieszy to w razie kłopotów biorę winę na siebie i po sprawie. Ile razy ja robiłem podobne rzeczy i jakoś mi się nie oberwało. Wstawaj i wracamy - podszedł bliżej niej i wyciągnął do niej rękę - Jak się sama nie podniesiesz Cię wyręczę. Chcę przypomnieć że już dawno powinniśmy być w zamkuuuu - zaświergotał śmiejąc się - A Ty jesteś prefekteeeem... - zmarszczył brwi - No dajesz no bo naprawdę przestanę być milutki - zagroził z uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  43. Wsadził ręce do kieszeni i westchnął - Dobra. Jak Sprout tu przyjdzie to oboje dostaniemy wciry... - odwrócił się twarzą do jeziora i tak gapił się w przestrzeń przed sobą wywlekając kieszenie na wierzch by za chwile upchnąć je z powrotem. Mrużył oczy jakby nad czym się zastanawiał. W końcu po chwili ciszy rzekł - Ale refleks masz niezły, muszę przyznać - po czym znowu zamilkł. Żeby jakoś podtrzymać kontakt zaczął szukać jakiegokolwiek tematu do rozmowy - Długo tu potrafisz siedzieć? - zapytał w końcu ani trochę nie zmieniając pozycji w jakiej się znajdował.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Ale ja się nigdzie nie wybieram, jesteś skazana na moje towarzystwo bo nawet jak wrócę to nie będę miał co robić. Referat z astronomii napisze mi Jackie, kochana osóbka. Uczyć mi się nie chce dzisiaj. A tak mam pretekst do posiedzenia dłużej na powietrzu co mi nie zaszkodzi raczej - zarechotał widząc macki ośmiornicy, które próbowały dorwać kamyk - I tak dzień w dzień? Myślałem, że tylko ja uciekam w samotność - znowu nastąpiła krótka cisza po której znów rozbrzmiał głos Marka - Wiesz czemu trafiłaś do Slytherinu? Zwykle Tiara się nie myli, ale w Twoim przypadku to aż wstyd byłoby się pomylić bo widać, że nie pasuje Ci zielony do twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Dobra, dobra no. Nie unoś się tak. Ja z kolei myślałem że trafię do Ravenclawu jak Cię to pocieszy - wzruszył ramionami. On nie ruszał się z miejsca tylko gapił się na plecy odchodzącej Chi. Rozmyślał dlaczego Tiara przydzieliła ją do Slytherinu. Naprawdę chciałby znać odpowiedź na to pytanie ale raczej ani ona ani on się nie dowiedzą. Trzymał wzrok niby na dziewczynie, ale tak serio nie przyjmował do wiadomości że doszła aż nad jezioro. Dopiero kiedy z pluskiem upadła do wody wrócił do rzeczywistości i momentalnie wybuchnął śmiechem aż zgiął się w pół i oparł dłońmi o kolana - Jak Ty to zrobiłaś? - zapytał po chwili i ruszył podnieść koleżankę. Wyciągnął do niej dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  46. Odruchowo zacisnął by błoto nie dostało się do ust. Mruknął przeciągle jakby chciał "Tyyy Choleroo". Ale namoczył dłonie w wodzie i opłukał szybko twarz po czym osuszył ją sobie zaklęciem. Tak samo zrobił z nogawkami i butami. Potem zaczął kroczyć w stronę Chi wyciągając różdżkę z kieszeni, przybierając groźny wyraz twarzy. Skierował na dziewczynę jej koniec i wypowiedział zaklęcie - Aguamenti! - po czym z drewnianego patyczka wystrzelił strumień wody i uderzył w biedną Azjatkę z dosyć dużą siłą no i oblewając jej ubranie zimną wodą. Zaśmiał się triumfalnie i przejechał dwoma palcami po różdżce jakby zbierał z niej jakiś kurz.

    OdpowiedzUsuń
  47. - Ja zrobiłem, ja? - szeptał poruszony - A kto normalny rzuca w innego normalnego kupą błota prosto w twarz? Poza tym przynajmniej mamy rozrywkę. Wiesz jakie to emocjonujące być poszukiwanym przez nauczycieli? - specjalnie wlepiał wzrok w widok zza drzewa by nie przyglądać się perfidnie ewentualnym znanym wszystkim odznaczeniom z powodu mokrej, białej tkaniny. Ale raz całkiem przypadkowo zerknął szybko na Chi, ale tylko na chwilę - To może jednak rzeczywiście już chodźmy? - zaproponował rozglądając się w poszukiwaniu McGonagall.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Śmiech jest normalną reakcją na takie rzeczy. Skoro oblanie wodą nazywasz pojedynkiem to prawdziwa wymiana zaklęć to dla Ciebie rzeźnia chyba - oparł się plecami o drzewo nie chcąc żeby sobie pomyślała, że chce się gapić tam gdzie nie powinien - Chcesz moją szatę? - rzucił gapiąc się w niebo. Troszkę mu się głupio zrobiło, że zauważyła jego spojrzenie, no ale co miał zrobić no. Nie chciał, ale jednak uległ. Miał nadzieję, że Chi nie obrazi się na niego za to.

    OdpowiedzUsuń
  49. Gwizdał sobie cicho unikając spojrzenia na nią dopóki ta nie doprowadziła się do porządku jeśli tak to można ująć - No to dobrze, bo ja tak niechcący. Nie żeby coś, ale jakoś tak mi się wzięło, ja nie specjalnie - zaczął się tłumaczyć i rad był jednak, że zmienili temat - Nooo, urodziłem się w Kanadzie. Ale wychowywałem w Anglii od kiedy pamiętam. Ojciec jest Kanadyjczykiem - przerwał i zmierzył ją wzrokiem po czym zapytał niepewnie - Wiesz... Ty też chyba nie pochodzisz stąd, nie? - spojrzał na nią nieśmiało, ale za chwile się wyszczerzył co zepsuło cały efekt.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Ja tam nie wiem, ale Azjatki są ładne - rzekł spokojnie - O ile dobrze się orientuję to w Kanadzie mówi się i po angielsku i po francusku, a ja francuskiego nie znam w ogóle - podrapał się po głowie - kiedy zobaczył, że Chi znowu się pokłada na ziemi to i on usiadł sobie układając przedramiona na kolanach rozłożonych szeroko nóg - Co powiemy jak ktoś nas zauważy? Że studiujemy astronomię? - zapytał i wtedy lunął deszcz. Zaś Mark nic sobie z tego nie zrobił,i tak się wysuszy w ciągu sekundy, a deszcz jest przyjemny. Odchylił głowę do tyłu przymykając oczy i otwierając usta by kropelki wpadały do środka.

    OdpowiedzUsuń
  51. Westchnął z lekkim uśmiechem - No tak, zapomniałem, ale Ty jako dobry prefekt pewnie pomożesz mi w tym by dać innym uczniom przykład, że każdemu trzeba pomóc w potrzebie. Ale raczej Ty jako prefekt powinnaś mnie zagonić do zamku w trybie natychmiastowym bo regulamin zabrania szwędaniu się po błoniach po ciemku. I stracisz odznakę. I co wtedy zrobisz? - spojrzał na jej twarz pokrytą kropelkami wody z poprzylepianymi mokrymi kosmykami włosów do czoła.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń