piątek, 1 marca 2013

Ty i ja - teatry to są dwa...



Richard Brook
Ravenclaw | VI VII rok | Irlandia | Patronus: lis | 11 cali, włókno ze smoczego serca, cis, giętka
 
            Richard jest czarodziejem czystej krwi, chociaż od kilku lat mieszka z rodziną mugoli. A to dlatego, że jego rodzice zostali zamordowani, kiedy Rich miał 10 lat. Jak to się stało, że przeżył? Otóż szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie było go wtedy w domu. Był z wizytą u znajomego z mugolskiej szkoły – i tu dochodzimy do powodu, dla którego rodzina Brook’a, choć czystej krwi, musiała zginąć. Jego rodzice, podobnie jak Voldemort i śmierciożercy, mieli się za lepszych od ludzi niemagicznych. Jednak nie uważali, żeby zabijanie mugoli było konieczne. Uznawali, że lepiej po prostu uświadamiać ich powoli o istnieniu magii i oswajać z tym faktem, a potem podporządkować sobie. Dlatego też zapisali syna do zwykłej szkoły.
            Osieroconego Richarda przygarnęła mugolska rodzina i przez rok chowała jak własne dziecko, nie wiedząc nic o magicznych zdolnościach chłopca. W tym czasie młody czarodziej zakochał się w teatrze. Jego mugole mieli zwyczaj co tydzień chodzić razem na spektakle, oczywiście zabierając dzieci ze sobą. Wywarło to ogromny wpływ na Rich’a. Swoje życie zaczął postrzegać jako teatr, w którym on grał główną rolę. A aktorem był całkiem niezłym. Z czasem stał się też „reżyserem”, manipulując niemagicznymi kolegami w szkole. List z Hogwartu sporo wyjaśnił, nie rozumiejącej przybranego syna rodzinie. Pozwolili mu oczywiście pojechać, nawet polecieli razem z nim do Anglii, gdzie miał zrobić zakupy do nowej szkoły. Na szczęście w Banku Gringotta czekały na niego pieniądze po rodzicach, więc nie musiał ich za bardzo obciążać.
Jaki jest Richard? Na pewno inteligentny, inaczej nie trafiłby do Ravenclawu. Co prawda Tiara przez krótką chwilę rozważała przydzielenie go do Scytherinu (za którym przemawiały jego lisia przebiegłość i czysta krew), jednak ostatecznie został Krukonem. Dobry obserwator - czasem przechadza się po szkolnych korytarzach jedynie po to, aby podsłuchiwać urywki rozmów na korytarzach, śledzić zachowania uczniów i relacje między nimi. Zupełnie, jakby obserwował gatunek jakichś zwierząt, których zwyczaje nie są mu dobrze znane. Poza tym, jak to było wspomniane, Richard lubi grać. Uwielbia kreować sobie osobowości, w które później na krótki czas się wciela, więc nikt nie wie, jaki tak naprawdę jest. Jedną rzecz wiadomo na pewno – jeżeli akurat nie próbuje grać, jest bardzo zamknięty w sobie.
Rich szybko się nudzi, dlatego poza nauką i innymi, zwykłymi zajęciami uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa, znalazł sobie jeszcze jedno…



I’m a specialist, you see.

Masz dość dokuczającego ci kolegi i chcesz dać mu nauczkę? Nie masz ochoty iść na nudną lekcję i nie chcesz ponosić konsekwencji ucieczki? Nie wyszło ci zaklęcie i nie wiesz, co zrobić z jego skutkami? Idź do Brooka! Oczywiście nie jest to takie proste. Krukon jest bardzo ostrożny i niewielu ludzi ma bezpośredni kontakt ze „Specjalistą”, jak sam siebie nazywa. Ale dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli masz problem, jesteś zdeterminowany (i akurat posiadasz nadmiar złota), na pewno zostaniesz z nim w jakiś sposób skontaktowany.
Inteligencja, przezorność, aktorstwo i dom, do którego został przydzielony (kto podejrzewałby biednego Krukona o bycie szkolnym mistrzem „zbrodni”, kiedy dokoła tylu złych Ślizgonów?) czynią go praktycznie nie do złapania. Ponadto tych, którzy próbowali go zdradzić, spotkały różne, dziwne wypadki…
Do tej pracy zainspirowała go postać profesora Jamesa Moriarty'ego z serii książek o największym detektywie świata autorstwa sir Arthura Conan Doyle'a, które bardzo lubił czytać w dzieciństwie.

There's a name, that no-one says…

 Ciekawostki:
  • Niektórzy mówią na niego „Jim”, prawdopodobnie w nawiązaniu do Moriarty'ego;
  • Jest bardzo dobry w zaklęciach niewerbalnych;
  • Nie przepada za dotykiem, momentami ta niechęć podchodzi wręcz pod fobię;
  • Nie ma oporów przed zgłębianiem czarnej magii, chociaż jak sam twierdzi, nie lubi brudzić sobie rąk;
  • Jest fanem serialu Doctor Who;
  • Gra na flecie;

10 komentarzy:

  1. Lily przechadzała się właśnie korytarzami zamku, pod pachą trzymając jedną z nielicznych książek, które napisane były z myślą o wielkich smokach z Rumunii. Pogoda tego dnia była piękna, wiosna zaczęła rozkwitać, dookoła ćwierkały ptaki, drzewa się zieleniły, a w powietrzu dało się wyczuć tą wspaniałą aurę nadchodzącego, ciepłego powietrza. Ruda chyba się gdzieś spieszyła, bo niemalże biegła, a jej rdzawe kosmyki wraz z gryfońskim krawatem powiewały swobodnie na lekkim, jeszcze dość chłodnym wietrze. Kiedy wychodziła zza jakiegoś rogu, uśmiechnęła się od ucha do ucha, gdyż swoim zielonym spojrzeniem napotkała jednego z Krukonów. - Cześć, Richard. - znalazła się obok niego niespodziewanie szybko i podała mu książkę pełna ekscytacji i wielkiego poruszenia. - Zobacz co znalazłam! - rzuciła i nerwowym ruchem odgarnęła sobie zagubione kosmyki z twarzy. - Wyśmienita ksiązka, musisz ją przeczytać. - uśmiechnęła się w końcu szeroko i z uwagą obserwowała jego reakcję. Właściwie nie znali się zbyt dobrze, łączyła ich tylko fascynacja smokami, ale Lily dobrze się z nim rozmawiało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozejrzała się nagle dookoła, chcąc najprawdopodobniej upewnić się, czy w pobliżu nie ma jakiegoś Ślizgona, który mógłby utrudnić im życie, albo co gorsza zacząć naśmiewać się z ich zainteresowań. Zadowolona z faktu, że w pobliżu nie szwęda się nikt niepożądany, ponownie ulokowała na nim radosne spojrzenie. - Od Hagrida. - powiedziała rzeczowym tonem i skinęła znacząco rudą czupryną. - On ma takie książki i taką wiedzę, o jakiej w ogóle mi się nie śniło.. - przyznała, wzrokiem wędrując gdzieś ponad ramieniem Krukona. Po chwili jednak nieco "otrzeźwiała" i zmarszczyła obie brwi, dostrzegając grymas zdziwienia na jego twarzy. - Oh.. a ja ci pewnie w czymś przeszkodziłam, tak? - zapytała i przechyliła głowę, gdyż zorientowała się iż oboje znajdują się tuż obok wyjścia z zamku na błonia. - Tak czy inaczej koniecznie ją przeczytaj, naprawdę bardzo interesująca księga. - uśmiechnęła się i zaczesała jeden z zagubionych miedzianych kosmyków za ucho. Nie chciała się zbytnio narzucać swoim szaleństwem dotyczącym smoków, więc w ogóle przestała już mówić, ciekawa reakcji chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadowolona z faktu, że książka chyba spodobała się Krukonowi ( który swoją drogą nie wyglądał jej na kogoś, kto łatwo zawiera nowe przyjaźnie ) ruszyła za nim, dostrzegając w jego gestykulacji swojego rodzaju zaproszenie. Posłala mu kolejny, krótki uśmiech i przeniosła spojrzenie na błonia, które powoli zaczynały się zielenić i wracać do życia. -Właściwie to dziwię się, że nie poznaliśmy się wcześniej. - stwierdziła nagle, przerywając kilkuminutową ciszę. - Zabawne, że dopiero na szóstym roku człowiek może aż tak się zmienić. - westchnęła, myśląc jednocześnie o Severusie jak i o James'ie. Szybko jednak dała sobie spokój z takimi myślami i stanęła nagle w miejscu, a kącik jej malinowych ust poszybował w górę. - A co powiesz na to, żebyśmy odwiedzili teraz Hagrida? - zapytała, nie będąc pewna czy Richard w ogóle go lubi.. no bo większośc uczniów jednak za gajowym nie przepadała, czego Lily kompletnie nie rozumiała.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Czesc. Bede bezczelna i zaprosze do watku pod kp ;) Jesli masz jakis pomysl to pisz smialo a jak nie to moge cos wykombinowac. /Lucie]

    OdpowiedzUsuń
  5. Skinęła głową i ruszyła w stronę chatki Hagrida. Przez chwilę zastanawiała się, czy Richard w ogóle wie jakie stworzenia posiada gajowy Hogwartu. Lily uważała, że są one bardzo fascynujące, a sam Hagrid bardzo miły i przyjazny. No i przede wszystkim oddany. Po chwili energicznego marszu, kiedy oboje pokonali szkolne błonia, rudowłosa zapukała donośnie w mosiężne drzwi swojego przyjaciela. Mogła go tak nazwać, znali się przecież prawie od zawsze. Hagrid otworzył im po kilku minutach i zaprosił do środka, oczywiście ciesząc się przy tym jak jakieś małe dziecko. Niewiele osób go odwiedzało. -Dzień dobry, Hagridzie. - zaczęła, kiedy tylko usiedli przy stole. Gajowy jakby wiedząc, że będą mieli ochotę na herbatę, postawił przed nimi dwa parujące kubki z brązową cieczą. - To jest mój znajomy, Richard. - przedstawiła Krukona i zadowlona z siebie chwyciła gorący kubek w zmarźnięte dłonie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Prawdą było, że Paul od przyjazdu do Hogwartu znikał notorycznie. Lucie nie raz ostrzegała go , żeby nie pozwalał sobie za wiele bo McGonnagal może i się pod kota podszywa, ale na pewno nie przypadnie jej do gustu samotny, zbłąkany kotek... No, prawie tak mówiła a przynajmniej to miała na myśli. Jednak pierwszy tydzień nauki bywał zaskakująco wyczerpujący i dziewczyna zwyczajnie nie mogła poświęcać całego wolnego czasu uganiając się za małym dezerterem. Zaskakująco łatwo można było odzwyczaić się od punktualności i odrabiania pracy domowej.
    Tego dnia akurat kończyła zajęcia nieco wcześniej i postanowiła pozwolić sobie na chwilę słodkiego, lecz zapracowanego lenistwa i udać się na błonia. Nie zaszła jednak wyjątkowo daleko kiedy dostrzegła znajomą sylwetkę Krukona (przy czym odruchowo dotknęła własnej szczęki która po starciu z histeryczną dziewczyną w Wielkiej Sali nadal była nieco obolała). Mając jednak ochotę na chwilę prywatności zdecydowała się jednak tylko na krótkie przywitanie i kontynuowanie spaceru, jednak wtedy zauważyła coś jeszcze - bure kociątko spacerujące sobie jak gdyby nigdy nic po ramieniu Brook'a.
    -Paul!- Mruknęła wyraźnie zaskoczona i szybko zmieniła kierunek własnych kroków udając się w stronę 'chłopców'. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech zmieszany z niedowierzeniem. -No proszę, dwie pieczenie na jednym ogniu. Cześć.- Przywitała się półżartem i pokręciła głową nad wyczynami włąsnego kotka. -Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadza?

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Masz może ochotę na jakiś wątek lub powiązanie? :D ]

    ~ Persis

    OdpowiedzUsuń
  8. Drugim imieniem rpg niestety jest wlasnie "przypadek" ktory jest w grze calkiem przydatny, a wrecz konieczny. Lucie natomiast usmiechnela sie pociesznie przygladajac sie poczynaniom kociaka i reakcja jego chwilowego opiekuna.
    -Moze lepiej go wezme, mh? Do poki go jeszcze dobrze wspominasz. No i powinienes uwazac na reke.- Zauwazyla podchodzac do nich i glaskajac kociaka, ktory napuszyl sie, bo wachanie uszu Krukona bylo zdecydowanie ciekawsze od rak jego pani. -No wlasnie, jak ta rana?- Zapytala przy okazji czekajac jak kotek przestanie sie wiercic i wroci do niej. Wspomnienie ich przygody w Wielkiej Sali zmusilo ja do usmiechu, choc wcale jej sie nie spieszylo by przezyc ja jeszcze raz. O nie, Banshee powinny zostac w lesie.
    (Przepraszam za jakosc i brak Polskich znakow, ale pisze z telefonu. No i mozez grac Paulem. Nie ma problemu C:)

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś zaczął. Internet jest bardzo wolny w moim telefonie, będę pisać wieki. :c ]

    ~ Persis

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyglądała się w rozbawieniu poczynaniom swego kociaka, ciesząc się w duchu, że jednak wzięła go do Hogwartu. Może i był on małym, włochatym utrapieniem ale na pewno będzie jej umilał czas spędzony w szkole, szczególnie kiedy będzie już bliżej egzaminów i u wszystkich podniesie się poziom stresu. Uśmiechając się tak pod nosem na chwilę wręcz straciła kontakt ze światem i dopiero ostro brzmiące słowa Richarda przywołały ją do rzeczywistości.
    -Co proszę?- Odparła zerkając na chłopaka spode łba, po cichu mając nadzieję, że ten żartuje. Ale niestety nie brzmiało to jak żart, a może przewrażliwiona dziewczyna tak to odebrała. Tak czy inaczej, od samego początku ich znajomości z Brook'u było coś co nie pozwalało jej mu do końca zaufać i to pytanie tylko pociągnęło za delikatną strunę. Szybko rozluźniła się jednak kiedy to Paul swoją łapką zademonstrował Krukonowi co myśli o pozostawaniu z nim na stałę. -Oh, widzisz. Kota obronnego nie ukradniesz.- Zaśmiała się nerwowo, próbując to małe "nieporozumienie" obrócić w żart. Cały ten czas nie bardzo wiedziała co zrobić z rękami, bo jej próba odebrania kotka jakoś legła w gruzach, to też wsadziła je do kieszeni oblizując usta.
    -To dobrze, że eliksir pomógł. Ja miałam do dyspozycji tylko lód.- Dodała już nieco pogodniej poruszając dolną szczęką. -Ale nie jest źle. Z podstawówki się wracało z gorszymi obrażeniami.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń