poniedziałek, 4 listopada 2013

Stella Fraister.




Stella Fraister  urodziła się w Londynie. Obydwoje rodzice pracują w Ministerstwie Magii, jednak to nie jest aż tak bardzo porywający temat aby tutaj o nim pisać. W każdym razie jest czarownicą czystej krwi. Co jednak nie znaczy, że wychowywała się w czarodziejskiej rodzinie. Wręcz przeciwnie, wychowali ją jej wujkowie, którzy są mugolami.

Dziewczyna niezbyt lubi opowiadać o sprawach rodzinnych, ponieważ to nie ma nic wspólnego z tymi wartymi wspomnieniami.
Fraister przyszła na świat w noc 21 stycznia gdy panowała największa zamieć w Londynie od wielu, wielu lat. Gdy jej dziadek zobaczył, ze narodziła się dziewczynka wpadł w złość i furię. Nie zważając na błagania matki i przeróżne agresywne interwencje ojca, dziadek Stelli zabrał ją.

  •  Dlaczego? 
Rodzina Fraister zawsze była znana ze staroświeckich tradycji i surowych zasad. Jedną z tych najważniejszych a zarazem najbardziej brutalniejszych zasad było posiadanie dwóch synów. Pierworodny miał być potomkiem męskim i kolejne dziecko także. Niektórzy Fraisterowie wyrzekali się owego nazwiska właśnie ze względu na panujące w tej rodzinie zasady. Jednak łatwo zauważyć, że ta specyficzna rodzina jest niesamowicie przesądna.

 Zasada o posiadaniu dwóch synów powstała w skutek pewnej sytuacji, odległej od teraźniejszości. Ówczesnej głowie rodzinie Fraister urodził się syn oraz córka. To była pierwsza taka sytuacja odkąd przodkowie Stelli doszli do niemałej władzy, w głównej lini zawsze rodzili się potomkowie męscy co bardzo zadowalało innych. W wyniku wojen i napaści na ziemie Fraisterów pierworodny syn zginął, a więc w kolejce do przewodzenia rodziną była córka owego władcy. Jednakże jej decyzje nie były odpowiednie. Dzięki jej decyzją, które podejmowała, zamożna rodzina straciła ziemię oraz szlachecki tytuł.  Tak więc niegdyś wpływowa, waleczna i rządna władzy rodzina zmieniła się w normalną , bez żadnych przywilejów. Takie skutki w zupełności wystarczyły by rozzłościć starszych członków familii.  Przez następne pokolenia ściśle pilnowano aby główna linia składała się z dwóch potomków płci męskiej.

 Owa sytuacja jest traktowana jako naucza, której nie można już popełnić. Dlatego Stella została oddzielona od rodziców i oddana w ręce siostry jej ojca aby zaopiekowała się małą Fraister.

To było bardzo drastyczne przeżycie dla matki i ojca Stelli, więc nie starali się o drugie dziecko cały czas myśląc o dziewczynce, którą im odebrano siłą.

 Dopiero po paru latach wszystko wyszło na jaw. Na początku było bardzo dużo zamętu i zamieszania między Stella a jej biologicznymi i przybranymi rodzicami, ponieważ jej wujostwo pokochało ja jak swoje prawdziwe dziecko.

Przez długi czas biologiczni rodzice Stelli szukali jej po całym świecie, jednak nie zauważyli, że ich dziecko jest tak blisko i ze wzajemnością. Po pewnym czasie Stella zaczęła się widywać z prawdziwymi rodzicami, jednak na koniec końców mieszka nadal w Londynie z wujostwem, których sercem traktuje jak rodziców.

Stella ma starszego brata, który już parę lat temu ukończył Hogwart z wprost świetnymi wynikami czego również spodziewano się po Stelli.

 Jej brat, Jonathan Fraister należał do Gryffindoru i przypisał się w Quidditchu wieloma osiągnięciami. Oczywiście poza sportem starszy bart dziewczyny radził sobie równie dobrze we wszystkich innych dziedzinach co nieco drażni Stellę, ponieważ często jest porównana do rodzeństwa.
  Krukonka nie ma dobrych stosunków z Jonathanem. Rzadko się z nim widuje.


Naturalnie jest porównywana zaraz po tym gdy osoba otrząśnie się z szoku, że to właśnie ona, ta cicha myszka jest siostrą przebojowego Jonathana.


Dziewczyna trafiła do Ravenclaw co wiązało się, że tak jak brat posiadła otwarty umysł. Krukonka jest sprytną i bystrą osobą, jednak bardzo... gapowatą i cichą.

Woli przemilczeć niektóre kłótnie czy dyskusje, więc nie trudno zgadnąć, że jej złotą myślą jest: " Cisza jest złotem."

Zawsze trzyma się na uboczu, a większość swojego czasu spędza w bibliotece. Jednak niekoniecznie siedzi tam aby się pouczyć. Jej pasją są mugolskie książki, w których opisane są historie czarnoksiężników w wyobrażeniu mugoli. Według Stelly to właśnie takie książki są na wagę złota.

Jeśli jesteś czarodziejem bądź masz coś wspólnego z magią sądzę, że obiło Ci się o uszy nazwisko Fraister ze względu na całkiem popularny sklep z różdżkami jej dziadków.

Oto kolejna pasja dziewczyny. Różdżki. Uwielbia je poznawać i doradzać innym jaką powinni zakupić.
Poza tym dla Krukonki różdżki są dziełem niezwykłym i najwspanialszym.





Stella uwielbia ciasta! Są jedną z jej największych słabości. To także jedyna rzecz, która może ją oderwać od czytania książek. Dziewczyna jest też urodzoną kucharką. Szczególnie lubi piec ciasta i różne słodkości, tak jak robią to mugole. Czyli bez magii, uważa, że tak jest po prostu zabawniej i zdrowiej.




Kolejnym zainteresowaniem Stelli jest pływanie. Gdy była mała zawsze chodziła na przeróżne konkursy i nawet zdarzało się jej zajść jakieś miejsce. W każdym razie teraz pływa rekreacyjne, to po prostu ją odpręża.



Ale dopóki ma książki i różdżki radzi sobie. Nie jest typem samotnika ale sama nie widzi gdzie leży problem z braku przyjaciół czy znajomych.


 Oh, ależ przecież jest jeszcze ktoś! Ktoś kto zawsze towarzyszy dziewczynie. Oczywiście mam na myśli Mr. Sock. Dlaczego tak się nazywa? Po prostu Pan Sock uwielbia spać w skarpetach, jednak jest bardzo mądrym pupilem.











~Kochaj wszystkich. Ufaj niewielu. Bądź gotów do walki  ale jej nie wszczynaj.~



,,[...] Chce się zmienić. Nie chce być taka jak moi rodzice, którzy pozwolili aby im coś zabrano. Chce umieć obronić to co kocham. Ale gdy nadal będę cichą osóbką, która jest niezdarą i gapą to nie osiągnę swojego celu. Mamo, chce się zmienić..." 







( Zapraszam serdecznie do wątków pod KP i nie tylko :)) 

10 komentarzy:

  1. Kiedy obracał między palcami różdżkę Stelli czuł na sobie spojrzenie Krukonki. Podświadomie, bo właściwie Łapa pewne spostrzeżenia nauczył się ignorować. Nie przerywał jednak swojego zajęcia, choć w duchu był co najmniej niepocieszony faktem, że dziewczyna poznała go teraz, kiedy tak żałośnie się prezentował. Na twarzy miał kilka obtarć, które wynikały chyba z tego, że kiedy klątwa cruciatusa sprawnie go katowała musiał się miotać wśród liści i kolczastych pnączy, na które padł. Mimo, że wybudził się po okrągłej dobie na jego bladym obliczu odcinały się ciemne cienie pod oczami zdradzając jego zdrowotną kondycje. Zdziwiłby się ogromnie wiedząc, że dziewczyna w myślach nie doszła od konkluzji, że obecnie wygląda upiornie. Z drugiej strony... jeszcze się nie widział i wszystkie swoje wnioski opierał wyłącznie na marnym samopoczuciu. Uniósł wzrok na jej twarz, a chwile później uśmiechnął się z zaskoczeniem.
    - Chyba faktycznie muszę zacząć rozpatrywać karierę wróżbity - zażartował i pokręcił głową. - Nie szczególnie. Ale nie chciałbym abyś się zmuszała tu do siedzenia ze mną, jeśli chcesz to możesz pójść - mruknął oddając jej różdżkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zarechotał na tą sugestię, a obolałe mięśnie brzucha przy tym zareagowały bólem, który zdołał zignorować.
    - Mam nadzieje, że ta rozchwytywalność wynikała by z mojego rozeznania w profesji - rzekł. Następnie przekręcił się odrobinę w bok i zaczął pociągać poduszkę na ramię łóżka aby się oprzeć bez konieczności leżenia plackiem.
    - Strasznie dziadowskie te łóżka - wyburczał przy tym pod nosem czując się upoważnionym do odrobiny ponarzekania na wszystko i na nic. Pokręcił głową. - Nie jestem zmęczony, przespałem... jeśli można to tak nazwać, ponad dobę. Czuje, że czeka mnie bezsenna noc - oznajmił. Oczywiście tak na pewno nie miało być. Pani Pomfrey kiedy już uzna, że godzina staje się zbyt niestosowna na wizyty przyjdzie przegonić Stelle, a jemu wciśnie eliksir słodkiego snu wpędzając go w farmakologiczny sen. Milczał parę chwil, śledząc wzrokiem plamy światła sunące po suficie. - Właściwie to... - zaczął dość niepewnie. Czuł się trochę idiotycznie z tym, że zamierzał poprosić dopiero, co poznaną dziewczynę o pomoc. - Umiesz dostać się do kuchni? - zapytał w końcu zerkając na nią. - Nie mam pojęcia dlaczego, ale mam straszną ochotę na paszteciki dyniowe - wyznał wygrzebując się spod kołdry, pod którą zrobiło mu się zdecydowanie zbyt gorąco. Uśmiechnął się z pozorną niewinnością ku Krukonce i odgarnął z oczu ciemny kosmyk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zamrugał zaskoczony. Nie spodziewał się tak szybkiej reakcji; nim zdążył zaoponować natychmiastowej eskapadzie do kuchni Stella już zniknęła za drzwiami. Odetchnął głęboko i obsunął się niżej przymykając oczy, a w jego myślach, co rusz na nowo rozbłyskała zieleń, która ścigała go w Zakazanym Lesie by wydrzeć z niego życie. Nie udało jej się. Miał nadzieje, że nie umrze właśnie w taki sposób; to było najgorsze, co mógł sobie wyobrazić. Kiedy oddawał się podobnym refleksjom jego oddech mimowolnie spłycił się i przyspieszył, a głowie niczym slajdy przesuwały się obrazy z minionej nocy. Cholera - naprawdę musi czym prędzej porozmawiać z McGonagall... Mulciber przecież bezkarnie włóczy się po szkolnych korytarzach. Kto wie, może nawet zechce odwiedzić go nocą aby wykończyć go we śnie. Otworzył gwałtownie oczy mrugając zawzięcie by pozbyć się mroczków i oparów tych dziwnych, lękliwych przemyśleń. Przecież takie piętnowanie obaw było nie w jego stylu... Wściekły na siebie wpatrywał się zawzięcie w sufit odgradzając się od świeżych wspomnień. W końcu odetchnął w duchu słysząc szurające odgłosy nadciągających kroków. Uśmiechnął się z ulgą na widok Krukonki, która zjawiła się z naręczem słodyczy.
    - Wow, nie próżnowałaś - stwierdził widząc wybrzuszenie pod szatą. - Czuje się jak niepełnosprawny - pożalił się zaraz, obracając między palcami pasztecika dyniowego, w którego po chwili się wgryzł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. - Zapomniałem uprzedzić, że mają dziwną skłonność do wciskania wszystkiego, co upiekły w przeciągu doby - rzekł ze skruchą, kiedy rozprawił się już z pasztecikiem, a następnie zaczął strzepywać z kołdry okruchy po francuskim cieście. - W każdym razie, gdybym chodził tam codziennie to chyba byłbym już szerszy niż wyższy - dodał żartobliwie. Bo prawdę mówiąc chyba nie było dnia, w którym Łapa na moment nie zapuściłby sie w Kuchni. Pokiwał głową odrobinę skrępowany uczynnością dziewczyny. Nigdy nie wiedział jak rozkładać prośby wobec takich osób nie przekraczając granicy wykorzystywania czyjegoś dobrego usposobienia.
    - Oczywiście - zaręczył w duchu postanawiając ograniczyć swoje ewentualne zachcianki do minimum. Jakoś nie chciał aby Stella po pierwszym spotkaniu dała wiarę plotkom na jego temat z kategorii "ten Syriusz Black jest okropnie zarozumiały i tylko wysługuje się innymi".
    Poklepał miejsce obok siebie zachęcając dziewczynę by się przysiadła. - Tu będzie ci chyba wygodniej niż na tym krześle.
    - Czuje się jak niepełnosprawny, bo nawet nie mogę sam porządnie ułożyć poduszki - wyjaśnił. - I jestem przekonany, że gdybym próbował się teraz zapuścić na jakiś dłuższy spacer to zaowocowałoby to jakimś połamaniem przy pierwszych schodach, jakie bym napotkał. - Wyszczerzył się słysząc historyjkę o bracie Krukonki. - No cóż... musiało mu być bardzo dobrze jeśli pielęgnowały go dwie urodziwe kobiety. To znaczy... nie widziałem twojej mamy, ale postanowiłem oszacować, że poszłaś w jej ślady.

    OdpowiedzUsuń
  7. - Jestem z niektórymi szczegółami tak za pan brat, że często zapominam o tym, iż inni uczniowie niekiedy w ogóle sobie nie zdają sprawy z ich istnienia - wyjaśnił jeszcze pokornym tonem, bo najwyraźniej pobyt w Skrzydle Szpitalnym dość silnie oddziaływał na jego wrodzoną buńczuczność.
    Wzrok Łapy nieustannie zawieszony był na twarzy Krukonki, a w pewnym momencie Gryfon przyłapał się na głębszym kontemplowaniu jej urody; nawet twarz Stelli zdradzała jej nieśmiałość. Była urzekająco urocza; kiedy doszedł w duchu do takich wniosków uśmiechnął się pod nosem. Uśmiech ten jednak przeżył chwile kryzysu, gdy dziewczyna odrzuciła jego propozycję. Przez chwile poczuł się niezręcznie, bo na myśl przyszło mu, że w jakiś sposób ją uraził.
    - Mam miejsca, aż zbyt wiele - mruknął w odpowiedzi i wzruszył ramionami, a następnie ponownie zaczął staczać bój z poduszką, która zdążyła przez ostatnie minuty zjechać z wezgłowia zmuszając go do mniej wygodnej pozycji. - W każdym razie jeśli wygodnie ci na tym krześle, to okej - oświadczył jeszcze niezbyt potrzebnie i przestał się wiercić.
    Kącik jego ust drgnął przy kolejnych słowach Stelli, jednak Black w skupieniu pozwolił jej dojść do końca nim cokolwiek wtrącił od siebie.
    - Z tego, co mówisz wynika, że mam straszną tendencję do przesadyzmu - uznał czupurnie.
    - W każdym razie nie będę dopuszczał do tego, żeby ktoś musiał mi pomagać przy czymś tak przyziemnym jak chodzenie - dodał marudnie. Syriusz prędzej przeczołgałby się przez cały Hogwart niż dopuścił do tego aby dziewczyna służyła mu za kule; przynajmniej w tym momencie. Z pewnością byłby odmiennego zdania zaraz po doznaniu obrażeń.
    W końcu z nieschodzącym z twarzy wyrazem zadowolenia pokręcił głową. - Nie, nic. Ale dzięki za troskę. - Ruchem głowy wskazał na pokaźną kupkę darów, jakie zostały wciśnięte Stelli podczas wypadu do Kuchni. - Ale częstuj się śmiało, to za wiele nawet jak dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. - Pozwolisz, że nie zdradzę ci tego od razu? - zapytał zaczepnym tonem, krzyżując ręce za karkiem (choć uszkodzone wnikliwymi cięciami barki przy tym swobodnym ruchu zaogniły się wszczętym bólem). Łapa jak zwykle zniósł to z mężnym, ledwie dostrzegalnym grymasem niezadowolenia. - Jak ci z miejsca powiem, że jestem bardzo kłopotliwy, jeszcze się zniechęcisz i już więcej mnie tu nie odwiedzisz... - dodał smętnym tonem, co zgrabnie choć potajemnie zdradzało jego tendencje do prób gry na emocjach innych. Naturalnie, nikt kto go nie znał naprawdę długo z reguły nie orientował się, co w rzeczywistości stoi za ujmującymi zmianami w nastroju Blacka.
    - Dziękuje, madam - odezwał się z kurtuazją, gdy Stella po raz kolejny przyszła mu z pomocą podczas zmagań z poduszką. Wygodnie usadowiony zaczął na powrót zajadać się smakołykami prosto z Kuchni. Chyba świadomość, że Krukonka specjalnie dla niego się po nie pofatygowała dodawała im do smaku. A może po prostu doba z pustym żołądkiem tak omamiała jego zachwycone kubki smakowe?
    - Jak chcesz to możesz mi wystrugać drewniane kule - zażartował. Jednak między Bogiem a prawdą Łapa nawet nie był pewien czy rzeczywiście nie byłby w stanie poruszać się o własnych siłach. Rozsądek podpowiadał mu, że jeszcze byłoby to niezwykle mordercze zajęcie, jednak pewność siebie zapewniała o tym, że gdyby tylko bardzo chciał nie miałby z tym większych kłopotów.
    Zamrugał zdumiony, gdy usłyszał uwagę o plastrze, a jego dłoń automatycznie zawędrowała ku twarzy, w którą wbite było spojrzenie Stelli. Poczuł wilgotny opatrunek; rana biegnąca przez jego polik musiała się otworzyć kiedy tak ochoczo zabawiał swoje mięśnie mimiczne wszelakimi uśmiechami. - Och, to nic - uznał lekceważąco i docisnął gazę do krwawiącego miejsca, które dopiero teraz zapiekło. - Zabawne, że nie poczułem. Zaraz na pewno krwawienie ustanie - rzucił, choć nie wiadomo skąd czerpał taką bezpodstawną pewność w tej kwestii. Uśmiechnął się i dokończył pasztecik dyniowy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wywrócił oczami.
    - Prawda - odparł jak z automatu.
    Syriusz dysponował nieuleczalną, wrodzoną koniecznością robienia na opak, co sprzyjało wszelakim przekomarzankom. A tym oddawał się z prawdziwym uwielbieniem, szczególnie z ładnymi dziewczynami, które jakimś cudem chciały przebywać przy nim, kiedy leżał uziemiony w Skrzydle Szpitalnym. Kiedy tylko o tym pomyślał Stella urosła w jego oczach, bo jednocześnie zdał sobie sprawę z faktu, że większość popiskujących dziewcząt nigdy w życiu nie pofatygowało się by go odwiedzić w momentach odbywania rekonwalescencji.
    Drapiąc się po karku z trudem wstrzymał się przed pożaleniem się, że owszem, były takie czasy kiedy spodziewano się po nim idealności. Na szczęście skutecznie się uwolnił od presji wywieranej przez zamieszkiwanie na Grimmlaud Place.
    - Smacznego - odezwał się szarmancko, widząc, że Stella zabierał się za ciasteczko, które przy pierwszym kęsie pokruszyło się tak zjawiskowo aby wnet wprawić panią Pomfrey we wściekłość ilością okruszków w łóżku. Syriusz wobec tego przybrał wyraz świadczący o pełnym odprężeniu jednocześnie wyobrażając sobie kazania pielęgniarki. "Skąd miałeś ciasteczka, Black?! Powinieneś stosować się do szpitalnej diety, to takie niepoważne!".
    Zaniechał jednak tych cudownych gdybań na rzecz teatralnego przyłożenia ręki na wysokości serca.
    -Byłbym zaszczycony! - oznajmił na wieść o własnoręcznym struganiu kul, a następnie wybuchnął śmiechem, który swoją donośnością stwarzał zagrożenie przyciągnięcia uwagi pani Pomfrey. Umilkł szybko i chwile nasłuchiwał ale wyglądało na to, że jego wesołość nie miała być fatalna w skutkach, bo nie rozległy się żadne złowrogie odgłosy kroków.
    - Żartowałaś, że przepraszasz, czy żartowałaś, że wystrugasz mi piękne kule? - zapytał z wyreżyserowanym smutkiem, któremu towarzyszyło idealnie dopracowane spojrzenie zranionej sarny, co podsumował ostentacyjnym pociągnięciem nosem. Koniec końcu twarz Łapy jednak zdradzała pogodność.
    - Możesz - mruknął i przesunął opatrunkiem, który dość namókł aby bez przeszkód odlepić się od jego skóry, a w ślad za tym roztarł sobie po policzku smugę krwi upodabniającą go do Indianina szykującego się do walki.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń