środa, 4 września 2013

Lucie Bleedin' Miller!


| Lucie Miller | 17 lat | Hufflepuff | VII rok |
| Blackpool, Szkocja | Czarodziej Półkrwi |



Patronus: Jeż
Bogin: Krokodyl / Wilkołak
Różdżka: 12 i 3/4 cala, Angielski Dąb, Łuska Syreny ; pół-giętka

Lucie... Lucie, Lucie. Ciężko o kogoś równie wygadanego i pewnego własnych racji jak ta Puchonka. Miller może i nie jest wyjątkowo inteligentną osobą, uparcie jednak wierzy, że posiada coś ważniejszego - wie gdzie leży granica między prawdą a fałszem; dobrem a złem. Zawsze kieruje się swoją moralnością i jest niezwykle lojalna. Uwielbia pomagać innym i nie przejmuje się drobnymi nieuprzejmościami. Takiego podejścia do życia nauczył ją ojciec, który w mugolskim świecie jest doktorem.

"Miss Miller, you have a way with words!"

Tak, dziewczyna jest półkrwi a co ciekawsze  jej matka należała do Slytherinu. Właśnie taką nietypową mieszanką krwi Lucie tłumaczy swój raczej gorący temperament. Nie wacha się w podejmowaniu akcji czy też dzieleniem się własną opinią, czasami do punktu gdzie zapomina z kim rozmawia tracąc respekt należący się starszym lub zarzucając dość siarczystym językiem.


Niewysoka i szczupła. Uwielbia szaliki i nie rozstaje się ze swoimi dość kiczowatymi, okrągłymi kolczykami. Rodzice obiecali sobie, że nie wyjawią jej tego kim naprawdę jest do czasu kiedy przyjdzie list z Hogwartu, sądząc, że w ten sposób łatwiej jej będzie funkcjonować w mugolskim towarzystwie. W rezultacie jednak Lucie przesiąknęła mugolską kulturą i pewnego dnia, czując, że nie pasuje do reszty dzieciaków w jej wieku zagroziła swoim rodzicom, że zostanie greaserem. Spanikowani państwo Miller wyjawili jej wtedy wielki sekret a ich córka zajęła się zaklęciami zamiast kradzieżą samochodów.

" Come here, I want to show you something! ... The back of my hand!"

Lata w Hogwarcie mijały jej wyjątkowo szybko i przyjemnie. Teraz Lucie zawzięcie uczy się do egzaminów z nadzieją, że uda jej się zdobyć posadę Aurora. Idzie jej to średnio, ale się nie poddaje. Jej największą motywacją okazuje się Paul:


Paul, kotek Lucie przybłąkał się do niej na niedługo przed jej powrotem do szkoły, załatwiając sobie przy okazji bilet do Hogwartu. Bura chudzina często wymyka się z dormitorium i szwęda po kuchni, udowadniając, że jedzenie więcej niż się waży jest jaknajbardziej możliwe. Chociaż towarzyszy Puchonce od całkiem niedawna zdążyła się już do niego niezwykle mocno przywiązać i niechętnie się z nim rozstaje.

Chętna na wątki i ewntualne powiązania :)

4 komentarze:

  1. [Sam zbierałem się, żeby coś zacząć. Uprzedziłaś mnie. d:]

    Korzystając z chwili wolnej od zajęć, Richard udał się na spacer. Nie lubił bezruchu, dlatego często można było natrafić się na niego gdzieś na korytarzu czy błoniach. Teraz właśnie kierował się na dwór, jednak nie dotarł do celu, gdyż zatrzymało go intensywne spojrzenie kocich oczu, należące do szarego młodzika. Szybko przypomniał sobie, że parę dni temu poznał posiadaczkę małego kota. Może to akurat był jej kot? - Paul? - Zagadnął zwierzaka i przykucnął, aby wyciągnąć w jego kierunku rękę. Nie zaprzeczył, nie uciekł, nawet otarł się o wystawioną dłoń. - A co Ty tutaj robi sam, co? - Dalej mówił do niego, biorąc go na ręce. Głaskał go po miękkim futerku, ale kociątko oczywiście dość szybko się znudziło i w niedługim czasie wylądowało na ramieniu Richa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, że właśnie teraz spotkał na swej drodze Paula, kiedy chwilę później pojawiła się jego właścicielka, był podejrzanym zbiegiem okoliczności, ale tak to już bywa w tym świecie rpg. Richarda to wcale nie zdziwiło aż tak bardzo, jak powinno. W końcu w jego życiu przypadków było całkiem sporo, a on sam był sprawcą części z nich. Na widok Lucie uśmiechnął się pod nosem, usiłując jednocześnie utrzymać na swym ramieniu wiercącą się "papugę", bo nie uśmiechała mu się perspektywa podarcia ubrań i być może kolejnych ran wywołanych kocimi pazurami w drastycznej próbie uniknięcia upadku przez Paula w razie ewentualnego stracenia równowagi przez kotka. - Więc to jednak jest Twój kot. - Stwierdził na jej słowa, ucieszony poprawnością swojej wcześniejszej dedukcji. - Witaj. - Opowiedział na powitanie i zerknął kątem oka na Paula, który zdawał się kombinować, jakby się tu dostać na głowę Richa, która stanowiłaby lepszy punkt widokowy od ramienia (że tak pozwolę sobie pokierować postacią kociaka). - Ależ skąd. Jeszcze nie... - Zapewnił ją, usiłując zdjąć buraska z siebie, gdyż powoli zaczynał przekraczać granicę tego "jeszcze".

    OdpowiedzUsuń
  3. Na chwilę nim kociak od wąchania przeszedł do lizania, Krukonowi udało się go w końcu zdjąć z ramienia i złapać w bardziej wygodny sposób. Paul nie wydawał się tym szczególnie zachwycony, ale znalazł pocieszenie w obwąchiwaniu szkolnej szaty Richarda (co zapewne zaraz mu się znudzi...). - Czemu miałbym Ci go oddać? - Zapytał, przenosząc na chwilę wzrok ze zwierzaka na jego właścicielkę. To był oczywiście błąd, bo buras wykorzystał ten moment, żeby pacnąć Brook'a łapką w mordę. - No dobra, chociażby dlatego... - Mruknął pod nosem, patrząc z dezaprobatą na Paula. - Na tyle dobrze, że nie muszę na nią uważać. Tamten eliksir był dość mocny, zdaje się. - odpowiedział, tym razem nie ryzykując spojrzenia w kierunku ukrytej pod ubraniem rany, która zresztą już się zabliźniła. Niestety nie miała żadnego przydatnego kształtu w stylu planu londyńskiego metra. - A Ty jak się czujesz? - Zapytał, bo ta szarpanina z Banshee wcale nie wyglądała fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście to żartem było (tym razem), ale najwidoczniej Richard przywykł do bardziej stanowczego i twardego tonu przy tego rodzaju pytaniach. No cóż, należało to szybko naprawić, więc w miarę jak Puchonka zaczynała się denerwować, na twarzy Brook'a pojawiał się głupi uśmieszek, właściwy dla zadowolonych z siebie kawalarzy. Na koniec wyszczerzył się. - Hej, aż tak straszny chyba nie jestem. - Uniósł brew, zauważając jej zdenerwowanie, ale kota nie oddał. Musiała się trochę bardziej postarać, bo Paul miał naprawdę mięciutkie futerko i Krukon lubił koty. Burasek znów podjął próby wspięcia się na głowe Richa. Najwidoczniej nie lubił siedzieć w miejscu równie bardzo, co jego właścicielka. - Nie wyglądasz też najgorzej. Najwidoczniej Banshee nie była aż tak silna. - Stwierdził, ściągając Paula z ramienia.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń