poniedziałek, 18 marca 2013

Śmiertelnie bladzi w śnie wołali. Władcy, Książęta i Rycerze.






Nicolas Adalbert Sanders
ma miodowe oczy, jasne, blond włosy i liczy sobie lat 19.
Ukończył już edukacje, a w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie i obecnie pełni funkcje stażysty w Skrzydle Szpitalnym.

Urodził się on w Manchesterze, w mugolskiej rodzinie czym na starcie zaskarbił sobie w szkole szereg wrogów. Zwłaszcza wśród Ślizgonów.
Nicolas jednak nigdy nie zaliczał się do osób nieporadnych, więc mimo swojej spokojnej i cierpliwiej natury nie pozwolił sobą pomiatać niejednokrotnie odpłacając się pięknym za nadobne.
W przeciwieństwie do większości uczniów mimo masy nieprzyjemności jakich doświadczył uparcie wystrzega się stereotypowego wrzucania każdego ucznia Domu Węża do szufladki z podpisem „Zło Wcielone”.
Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby Sanders był chłopakiem wyłącznie cierpliwym, uczynnym czy tolerancyjnym, ale o wadach później. Albo najlepiej wcale, może niech pozostaną niespodzianką?
Warto wspomnieć, że pan Sanders był Puchonem. W swoim ostatnim roku szkolnym był kapitanem drużyny Borsuków, w której grał na pozycji szukającego.
Można by napomknąć również, iż Tiara Przydziału długo się wahała pomiędzy Domem Lwa a Hufflepuff w jego przypadku, jednak w końcu szala przechyliła się ku temu drugiemu za sprawą poznanego przez Nicolasa podczas pierwszej podróży do zamku przyjaciela, Andrew. Jak łatwo się domyślić Andrew również był uczniem Domu Borsuka.
Obecnie Andrew jest drugi rok po Hogwarcie i z zapałem odbywa kurs na Aurora.
Ulubionymi przedmiotami Nicolasa były Zielarstwo oraz Astronomia. W przyszłości niezłomnie planuje zostać Uzdrowicielem. Potępia czarną magię i nigdy nie zamierza mieć nic z nią wspólnego.
Podczas swojego pierwszego pobytu na ulicy Pokątnej nabył u Ollivandera różdżkę z kasztanowca. 10 cali, włókno ze smoczego serca.
Posiada czarnego kota o imieniu Ginger.
Jego Patronus to testral.











[Zapraszam do wątków pod KP. Jestem chętny na wszelakie powiązania.]

28 komentarzy:

  1. Przedzierała się bezradnie przez korytarze. Nie kontaktowała prawie w ogóle, była wykończona po treningu Quidditcha. Praktycznie potykała się o szatę w barwach Ślizgonów do gry, której materiał ciągnął się po ziemi. Kurczowo przyciskała do brzucha skrzynię telepiącą się niesamowicie. Nie udało jej się po treningu dobrze zapiąć pasami tłuczka, a otwieranie pudła i siłowanie się z piekielną piłką na środku korytarza było złym pomysłem. Nie chciała narazić swojego domu na utratę punktów, gdyby jakiś uczeń "przez przypadek" trafiłby do Skrzydła Szpitalnego z jej winy. Nie radziła sobie zbyt dobrze z trzymaniem w rękach pudła, miotły, kija do gry i torby na raz, padała z wycieńczenia, ale.. Zostało tylko kilka zestawów schodów, trochę kroków i będzie mogła już się rzucić na łóżko w dormitorium, dając upragniony odpoczynek swoim nogom..

    OdpowiedzUsuń
  2. Schowała niemal połowę twarzy za trzęsącym się kufrem. Czuła, że jeszcze chwila i nie będzie miała ochoty by dalej siłować się z piłką i po prostu wypuści pudło z rąk. Zraziła się do uczniów próbujących nawiązać z nią jakikolwiek kontakt po tym, jak została potraktowana eliksirem prawdy przez Jackie i Syriusza. Miała wrażenie, że każdy chce ją oskarżyć o zabójstwo piątorocznej mugolaczki na balu, unikała więc od kilku dni ludzi. Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, bo było jej naprawdę ciężko. - Nie, jak widać.. radzę sobie. - pięknym zaprzeczeniem jej słów był fakt, że dokładnie w tym momencie skrzynia otwarła się hukiem (uderzając przy okazji porządnie wiekiem Chi w brodę), a telepiący się tłuczek wypadł z trzymających go skórzanych pasów i zaczął odbijać się od ziemi i ścian.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cofnęła się, oszołomiona siłą uderzenia do tyłu i przycisnęła mocno do podbródka dłoń. Spojrzała niezadowolona na swoją miotłę, kij i torbę z wysypanymi rzeczami, które zdążyły zrobić niezły bałagan na ziemi. Jęknęła cicho, modliła się, by miotła nie miała jakichś większych uszkodzeń, w końcu w nocy siedziała i próbowała ją zreperować po ostatnim meczu.. Drżącą, drugą dłonią sięgnęła do kieszeni zapinanego swetra i wydobyła z niego różdżkę. Odesłała swoje manatki zaklęciem do dormitorium, po chwili posłusznie stawiając kufer na ziemi. - Em.. Przepraszam za kłopot..- machając różdżką i ciskając w piłkę zaklęciami unieruchamiającymi pomogła Puchonowi zamknąć cholernego tłuczka w kufrze. Odetchnęła cicho z ulgą, miała tylko nadzieję, że nikt z nauczycieli nie widział zdarzenia, bo Chi taka sytuacja zdarzyła się nie pierwszy raz. Syknęła cicho, zapomniała o rozwalonym podbródku i próbowała jeszcze zetrzeć krawatem krew z kołnierzyka białej koszuli.

    OdpowiedzUsuń
  4. - Pomfrey nie zrobiłaby różnicy jedna moja wizyta u niej więcej.- burknęła tylko, wbijając wzrok we własne buty. - I tak jest już na mnie zła. - podniosła dłoń, z udawanym zainteresowaniem patrząc się na własne paznokcie. Nie wiedziała, co ma sądzić o Puchonie. Ze strony uczniów tego domu nie doznała jeszcze żadnej przykrości ani małego zamachu na swoją osobę, ale z drugiej strony.. Nawet Gryffoni swoim zachowaniem kazali jej zmienić zdanie o nich, nie chciała więc nikomu już ufać na ślepo i czuć się później wykorzystana. Zwykle nie dawała po sobie poznać, że takie rzeczy ją przejmują, ale jednak.. to już było trochę dla niej za dużo i maska takiej, która nie daje nikomu się bliżej poznać zaczęła kruszyć się na jej twarzy. Nie była tak silna psychicznie jak sądziła sama o sobie i załamywało ją to.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uniosła lekko brew, widząc i słysząc beztroskę Puchona. Większość uczniów omijała ją od jakiegoś czasu (większym niż zazwyczaj) szerokim łukiem. Było to dla niej idiotyczne, bo często obrywała od Ślizgonów w Wielkiej Sali pełnej uczniów za obrażanie Voldemorta. Utrzymywało ją to więc w przekonaniu, że ludzie są po prostu.. głupi. Niepewnie uścisnęła jego dłoń, podnosząc wzrok na jego twarz. - Tak, wiem.. Przeprosiłabym cię za to, że w jednym z ostatnich meczy prawie oberwałeś ode mnie tłuczkiem, ale to moja.. praca. - uśmiechnęła się lekko, gra na pozycji pałkarza pozwalała jej się wyżyć na niektórych osobach (szczególnie Ślizgonach) bez konsekwencji. - Jestem.. Chi. Chitotsu, ale większość nie radzi sobie z akcentem przy wymawianiu mojego imienia. No to je skracam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pokiwała tylko głową na słowa chłopaka. Jednak po kolejnej wypowiedzi zdziwiła się, aż otworzyła szerzej oczy. Skrzyżowała ręce na piersi, wpatrując się w Puchona. - Nie wiem, o co ci chodzi. Po co mam się przejmować czymś, czego nie zrobiłam? - westchnęła cicho, gdy zdała sobie sprawę, jak sztucznie musiała zabrzmieć ta wypowiedź. Tak.. Zapomniała o masce i nie starała się nawet dobrze kłamać. Było jej ciężko, i to strasznie. Miała ochotę rzucić to wszystko w cholerę, pojechać do domu i żyć jak zwykły człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  7. - No, niby tak.. Ale kiedyś nie pomyślałabym, że takie coś mnie ruszy. - westchnęła cicho, opierając się plecami o ścianę. - Nie zdradzałam nigdy swoją postawą chęci do wykonania czegoś.. takiego. Obrażam śmierciożerców, dostaję potem za to w twarz w pokoju wspólnym, zadaję.. - przygryzła lekko wargę. Nie, to słowo było złe. - Zadawałam się z grupką Gryffonów, a tu nagle spadają na mnie podejrzenia tylko dlatego, że wyszłam wtedy z balu by odebrać list od mojej sowy, która siedziała na schodach. No chryste. - przymknęła lekko oczy. Ugryzła się w język dopiero po fakcie. Nie myślała, że będzie kiedykolwiek tak otwarta i wypapla komuś ba, nieznajomemu swoje zmartwienia. Wydała ciche westchnięcie, zrezygnowana swoją postawą. Zastanawiała się, co się z nią stało w ostatnich dniach. A może eliksir prawdy dalej działał i to dlatego?

    OdpowiedzUsuń
  8. - Zwykle tak nie paplam, ale wczoraj pewne osoby potraktowały mnie eliksirem prawdy i obawiam się, że efekty jeszcze się utrzymują.. - westchnęła cicho, zasłaniając sobie dłonią usta. - Tak, to musi być to. Normalnie bym się do tego nie przyznawała. Postaram się.. ograniczyć. - podniosła wzrok, dotychczas utkwiony w ziemi i spojrzała na Puchona. - Mhm, można by się stąd ruszyć. W sumie na dziedzińcu o tej godzinie nie powinno być wielu osób, jak myślę to wszyscy powinni siedzieć na kolacji. - kopnęła wyimaginowany kamyk butem, znowu wpatrując się w ziemię. Tak, wolała nie ryzykować spotkania ze Ślizgonami dopóki jest o tym wszystkim głośno.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Taa.. Nie wiem, po prostu mi nie ufają. - wzruszyła ramionami. Oswoiła się już z tym faktem i przestała zwracać na wczorajszą sytuację uwagi. - Zostałam uprzedzona, ale trochę za późno.. Wyplułam to, ale chyba jednak trochę zadziałał. No i teraz paplam. Zbyt dużo, jak na mnie. - naciągnęła rękawy swetra na palce i idąc za przykładem Puchona przywołała z dormitorium swój szalik. Nie chciała wciskać się w płaszczyk, znając swoje szczęście temperatura na dworze okazałaby się zbyt wysoka na takie odzienie i koniec końców ugotowałaby się w nim. Obwiązała szyję kilka razy długim szalikiem, zdmuchując kosmyk włosów z nosa. - W ogóle, co sądzisz o tej całej sprawie z.. zabójstwem? - Dziwnie wypowiadało jej się to słowo, wciąż nie mogła uwierzyć, że jakiś niedoszły śmierciożerca od tak mógł zabić kogoś w tak renomowanej szkole. - Dla mnie to.. dosyć podejrzane. Jak mogli do tego w ogóle dopuścić?

    OdpowiedzUsuń
  10. - Nie.. Nie ma potrzeby. Slughorn sam.. powinien lepiej pilnować swoich eliksirów. Pewnie biedak nie zauważył, że ktoś mu takowy zwinął. W sumie.. to im się nie dziwię. Na ich miejscu sama nie zaufałabym Ślizgonce. - wzruszyła ramionami, wykazując postawę bezradności. Kiwnęła twierdząco głową na jego słowa i ruszyła w stronę fontanny. Uśmiechnęła się lekko widząc, że na samym jej szczycie siedzi jej pupil, Devo. Ptak wpatrywał się w niebo, pusząc pióra i rozkładając dumnie skrzydła. Najwyraźniej znowu chwalił się komuś swoim pięknym upierzeniem, ale po chwili usiadł i wtulił łeb w miękkie pióra, nie widząc niczyjej reakcji. Zaczęła się zastanawiać, jak go stamtąd potem ściągnie. Ptaszysko miewało humory i raczej nie chciałoby jej posłuchać.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Ssssh, nie mów tak, bo się ciebie uczepi i nie da spokoju - usiadła na murku przy fontannie i skrzywiła się, gdy Devo zleciał w dół i wbił lekko pazury w jej ramię, po chwili na nim siadając. Użyła Accio do przywołania swojej torby z dormitorium i westchnęła cicho, gdy wyciągnęła z niej niedokończone wypracowanie z zielarstwa. Było zadane na "kilka dni temu", ale nie była wtedy na żadnych zajęciach i musiała nadrobić program. Niechętnie pochyliła się nad pracą i przygryzła jeden koniec pióra. Zastanawiała się, co napisać, jak dokończyć pracę z niezbyt lubianego sobie przedmiotu. Ledwo wyciągała z niego PO, a zależało jej na dobrych notach w szkole.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie chciała tego mówić, aż zasłoniła sobie dłonią usta, ale wargi bez jej kontroli wypowiedziały słowa. - Z Zakazanego Lasu. Przyczepił się do mnie. - westchnęła cicho, wbijając wzrok w swoje wypracowanie. - Miałeś się nie pytać. - mruknęła tylko. Nie miała wyrzutów do chłopaka, w końcu nie jego wina, że ktoś dolał jej eliksir do picia. - Esej?.. Em.. Porównanie właściwości tojada i.. Miałam sama znaleźć roślinę do pary, ale nie mam pojęcia, co mogłoby pasować. -stukała bezradnie piórem o krawędź pergaminu mając nadzieję, że wiedza nagle się pojawi.

    OdpowiedzUsuń
  13. [ OJEJU! OJEJU! OJEJU! Puchon, Puchon w własnej osobie. Czuje nagły napływ szczęścia, a brak uczniów z tego samego domu w końcu sie wypełnił. Przynajmniej w małej cząstce. Co ty na to, ażeby Korda i twój Nicolas byli takimi przyjaciółmi na zasadzie... Korda coś zepsuje, Nicolas naprawi. Korda wpakuje się w kłopoty, on ją z nich wyciągnie. Taki Anioł stróż, co to jako jedyny potrafi ogarnąć tą rudą rozstrzepanice. Poza tym może by chciał ją przekonać do latania na miotle? Bo ona się cholernie boi wysokości.
    Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  14. Pokręciła tylko głową, robiąc notatki na drugiej stronie pergaminu. - I tak się komuś wypaplasz dla własnej wygody, jak i jeśli tylko zajdę ci za skórę, czy coś. - Schowała palce w torbie, wyciągając po chwili mugolskiego batonika i rozrywając plastikowe opakowanie. - Łatwo mówić.. Pani Prince nie da mi już w spokoju wypożyczyć żadnej książki, ciągle mi będzie mędzić nad uchem. - mruknęła cicho, bo zachowanie bibliotekarki szczerze ją irytowało. - W ogóle.. co cię tak pasjonuje w tych śmierdzących zielskach bo chyba lubisz ten przedmiot, skoro bez zająknięcia dajesz mi podpowiedź do wypracowania? - uważała Zielarstwo za jeden z najmniej przydatnych jej do życia przedmiotów. Nie lubiła brudzić sobie rąk na zajęciach, przy wyciskaniu jakichś bulw czy rozcinaniu roślin. No i wszystko to cholernie śmierdziało, co było dla niej kolejnym minusem.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Mógłbyś pożyczyć, wtedy może oszczędziłabym twój łeb w meczu. - stwierdziła, że nic więcej bez wiedzy na wypracowaniu nie wyciśnie, zwinęła więc pergamin i zrezygnowana schowała go do torby wraz z piórem. - I śmierdzą. I mam potem po nich bąble na palcach. I niektóre gryzą. - skrzywiła się, wyobrażając sobie wszystkie okazy roślin ze szklarni powiększone kilkanaście razy i goniące ją z mordem w oczach po błoniach. Potrząsnęła aż głową, chcąc wyrzucić tą myśl ze swojej głowy. - Co do eliksirów.. fakt. Ale wolę stać nad kociołkiem i wrzucać wyczyszczone i bezpieczne składniki, niż pochylać się nad wielką donicą z ziemią i ucinać coś, co zaraz mogłoby mnie zjeść. - splotła palce za głową i przechyliła się do tyłu, przymykając oczy. Chyba zapomniała, że siedzi na fontannie i przez jeden fałszywy ruch mogłaby mieć spotkanie pierwszego stopnia z lodowatą wodą.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Dlatego trzeba stosować się do instrukcji i jeśli ma się wątpliwości, że cioty z redakcji pokręciły coś w przepisie to pytać się Slughorna. - mruknęła zirytowana sytuacją z tego roku, gdy wysłała zbulwersowana list do redakcji podręcznika. Idioci nie podali, jaka błona ma być użyta. Gdyby ktoś zastosował taką niewysuszoną i od złej odmiany nietoperza, mogłoby się to dla niego źle skończyć. Devo machnął skrzydłami, zniechęcony niewielką odległością między Chi a wodą i zszedł po jej ciele na murek, siadając na nim. Nie przejmował się towarzystwem kota, był do nich przyzwyczajony po kilku tygodniach w szkole. Miał też zbyt wielkie ego, by czegokolwiek się obawiać. No bo w końcu był taki śliiczny i cuudowny. Skierowała wzrok na ptaka, przez co zachwiała się i o mało nie wpadła do wody. Złapała jednak równowagę w odpowiednim momencie i wyprostowała się, z niezadowoleniem odkrywając, że zamoczyła rękawy swetra i końcówki włosów. Wycisnęła z nich wodę i usiadła jak w poprzedniej pozycji udając, że nic się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  17. Prychnęła cicho, wstając również i opierając dłonie na biodrach. - Nigdzie nie wpadłam. Prawie.. robi wielką różnicę. - nie mogła przyznać się do własnej tak banalnej gafy, to kłóciłoby się z jej usposobieniem. - Nie byłabym.. pewna tego pomysłu. Puchoni niezbyt miło na mnie patrzą, szczególnie po balu. W sumie to im się nie dziwię, sama nie chciałabym żywić sympatii do kogoś, kto jest podejrzewany o związek z czyimś zabójstwem. - zarzuciła torbę na ramię, wpatrując się w drzwi do zamku. Nie był to w sumie taki zły pomysł, robiło się zimno, a i tak była przeziębiona. Nie chciała zawalić jakiegoś meczu, a ból głowy z lataniem na miotle raczej się nie lubił. - Wystarczy mi, jak poczekam przed drzwiami na książkę, ładnie podziękuję i pójdę do kuchni podkraść coś skrzatom. Nie chcę psuć czyjejś opinii po tym, z kim się zadaje.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Ano. Choć wiesz. Nie wiem rzez dłuższy czas Korda była takim Puchonów, a przez dłuższy czas Korda była takim rodzynkiem. Wciąz z Gryfonami łaziła i tak dalej. I oczywiście, chcem wątasa. I nawet zacznę, co jest rzadkością.]

    OdpowiedzUsuń
  19. Mówią " Co może być gorsze, od trolla, na którego się napatoczyłeś?! Nic." A ja wam powiem, że jest coś takiego jeszcze, o wiele gorszego. To jest rude, piegowate, wszędzie chodzi z swoim jakże urodzimym pupilem. Mówicie... Ania z Zielonego Wzgórza? Skąd! Ona nie miała " Urodziwego " pupila. Owe stworzonko należy do domu Borsuków, wszędzie jej pełno, a uśmiech ma większy od twarzy. Tak, dobrze zgadliście. To Kon. To ta Kon, która przefarbowała włosy Ślizgonowi. To ta Kon, która próbowała zamienić Regulusa Blacka w Lemura. To ta Kon, co latała na smoku po wielkiej sali. I TAK to TA sama KON, co jest reprezentantką swego domu w turnieju i poparzyła sobie całą rękę. I właśnie owa rudowłosa Kon znów coś przeskrobała. Spytacie się, co?Jednemu Ślizgońskiemu Gburowi, wyczarowała (Hihi. Ma sie te szemrane książki rosyjskie ) piękne, kozie nóżki. Oczywiście kopyt zabraknąć nie mogło. A efekty były takie... nijakie w sumie. Gnała pędem przez korytarz, uciekając w jakieś zakręty i ŁU[EKWHJGSJAGF!
    Na kogoś wpadła. Tradycyjnie, owego kogoś rozgromiła na płasko. Na szczęście... ( Zależy, kogo ) był to Puchon, a na dodatek był to Nicolas. A jak jak każdy wie, gdy Korda nabrudzi, on posprząta.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wzruszyła tylko ramionami, obserwując wzrokiem Devo, który zleciał z jej ramienia i stanął na ziemi. - Nie wiem.. skoro tak mówisz, to mogę tam wpaść i naskrobać ten esej. - podrapała się po głowie w duchu oddychając z ulgą, że już nie papla przez eliksir. Było to kompletnie nie w jej stylu i logiczne, że wtedy nie czuła się zbyt komfortowo. Odplątała szalik z szyi przeklinając cicho na poplątane włosy, które zaczepiły się o materiał i poszła za Puchonem. Rozglądnęła się, z zadowoleniem stwierdzając, że wszyscy Ślizgoni siedzą chyba w Wielkiej Sali i nie musi się przejmować kimś miotającym w nią zaklęciami. - Ale, żeby było jasne.. Jak będziesz miał potem jakieś problemy, to sam tego chciałeś. - mruknęła cicho, rozplątując palcami niesforne kosmyki i chowając szalik do torby. Potrząsnęła kilka razy głową by strzepnąć z włosów śnieg, który zdążył na nią napruszyć na dworze.

    OdpowiedzUsuń
  21. Latanie na miotle, Quidditch, latanie na miotle, Quidditch. Te słowa były największą zmorą rudowłosej Puchonki. Po a) Ma cholerny lęk wysokości po b) Żadna miotła chyba jej nie lubi po c) Na cholerny lęk wysokości. Te trzy powody są najważniejszymi, dlaczego też boi się latać. W sumie... bardzo by chciała. Ba, zawsze marzyła, iż jak nie uda jej się z smokami, wykminić coś w sporcie, ale wiecie. Lęk wysokości i latanie na miotle nie idzie kompletnie w parze. Od pierwszych dni w Hogwarcie chciała grać w drużynie, ale nie pykło, kiedy bała się nawet podejść do miotły. Z resztą, nie ważne. Ostatni lot na miotle skończył się złamaną dłonią, złamaną błyskawicą Syriusza Blacka, złamaną jej miotłą, którą dostała od ojca i wieloma siniakami. No więc właśnie. Uznajmy, że tematu nie było.
    Co do jej drobnych gabarytów. Faktycznie. Ruda jest drobna, jednak kiedy się rozpędzi, uciekając przed zgrają Ślizgonów, potrafiłaby staranować nawet stado olbrzymów, ażeby tylko uciec gdzie pieprz rośnie. Ponoć w małym ciele, duży duch.
    Czy coś takiego.
    Jej twarz wykrzywił dość szeroki uśmiech, kiedy zczołgała się z blondyna. Wstała, teatralnie otrzepując szatę.
    -NIIIKOOOOOOŚ!- Pisknęła dość głośno, szarpiąc go za rękaw szaty.
    -Schowaj mnie. Błagam. - Jęknęła, obracając się z tyłu, na zakręt. Tam było słychać wściekłe głosy:
    "Słyszycie? Pobiegła chyba tędy!"
    "Stłukę ją na kwaśne jabłko!"
    "Ta Ruda s*ka zapłaci za to, co mi zrobiła!!"
    Po tych słowach, cała zadrżała. Niech Nicolas coś wymyśli. I to szybko, bo zaraz obojgu się dostanie...

    OdpowiedzUsuń
  22. - Tak, tak.. Trzymam cię za słowo. - mruknęła cicho z niezbyt dużym entuzjazmem, jakby nie będąc pewną słów Puchona. Weszła do pomieszczenia, nieznacznie unosząc brew. No cóż.. Było tu inaczej niż w pokoju wspólnym jej domu. Przyzwyczajona była do stłumionego, posępnego zielonego światła, surowych czarnych skórzanych kanap i kapiącej wody z kamiennego sufitu, dlatego nieco zaskoczyła ją przytulność tutaj. Skinęła głową towarzyszowi, siadając w jakimś fotelu w najbardziej odosobnionym miejscu. Rozglądała się po pokoju, badając uważnie każdy jego kąt. Uchwyciła ciekawskie i niezbyt sympatyczne spojrzenie chłopaka, którego najwyrazniej Nicolas znał. Patrzył się na odznakę prefekta na jej szacie.. Westchnęła tylko cicho. Nie była zbytnio zadowolona faktem, że Dumbledore w środku roku obdarzył ją takim "zaszczytem". Chyba zaufał jej przez wstąpienie do Zakonu ślizgonki i lojalność, wykorzystując to do znalezienia kompetentnej osoby pilnującej porządku w Slytherinie.. Zamyślona sięgnęła do torby po pergamin z kilkoma zdaniami eseju. Wydawał jej się beznadziejny i jakiś taki bez żadnego sensu. No to musi zacząć robotę od nowa i stracić na tym dużo czasu..

    OdpowiedzUsuń
  23. Gdy Nicolas wrócił podniosła wzrok znad pergaminu. Kiwnęła głową, po chwili się podnosząc i siadając na jednej z puf. Dalej nie mogła się nadziwić ciepłotą i przytulnością pomieszczenia, dlatego dopiero po dłuższej chwili dotarły do niej słowa Puchona. - No.. Tak, tak. - zapewne słowa te nie brzmiały zbyt przekonująco, ani jak godne osoby słuchającej na bieżąco.. Położyła pergamin na stole, prostując go. - Tu mam głównie notatki, wspomagane własną wiedzą i encyklopedią z biblioteki.. Ale uważam, że nawet one są do niczego. - przesunęła papier po blacie w stronę chłopaka, wbijając wzrok w stół. No fajnie, wreszcie ktoś będzie mógł się ponabijać z jej głupoty i braku jakiegokolwiek talentu do Zielarstwa..

    OdpowiedzUsuń
  24. Westchnęła cicho, odchylając się do tyłu na siedzeniu. - Mam dość po treningu, nie chce mi się.. - przymknęła oczy, ale pufa po chwili straciła środek równowagi i omal nie wylądowała na ziemi. Wyprostowała się i z niezadowoloną miną, jakby niedoszły wypadek był znakiem z góry wołającym "bierz się kobieto do roboty!". Odchrząknęła, jakby nic się nie stało i pochyliła się nad jego notatkami. Zmarszczyła nos, widząc tak wiele tekstu i z niechęcią zaczęła przepisywać na czysty pergamin. Zmieniała niektóre słowa, bo praca Nicolasa była jak na nią zbyt fachowa.. W końcu w jeden dzień nie zrobiłby się z niej ekspert od Zielarstwa. Po chwili podniosła głowę, kątem oka patrząc na Puchona, który wciąż był zajęty układaniem kart. Zciszyła nieco głos. - A.. komuś nie będzie przeszkadzać, że tu siedzę?

    OdpowiedzUsuń
  25. - Tsa, tak niby to działa.. - mruknęła, usiłując się skupić i marszcząc czoło. Przepisywała kolejno tekst, ale po chwili przeklnęła cicho i uniosła dłoń do góry. No pięknie, upaćkała się atramentem i za chwilę ubrudziłaby jeszcze swój cholerny esej.. Stwierdziła, że to niezły pretekst do nadprogramowej przerwy w pracy i sięgnęła czystą dłonią do torby by po chwili wyjąćz niej paczkę chusteczek i kartonik z mugolskimi cukierkami, skittlesami. Wytarła starannie palce, pomagając sobie jeszcze w tym celu zaklęciem i wsunęła słodycza do ust. Spojrzała w górę i zrobiła niezadowoloną minę z powodu długości swojej grzywki, którą szczerze mówiąc miała podciąć z tydzien temu.. Podpięła włosy w tamtym miescu spinką na bok w stronę czoła, żeby nie irytować się już ograniczonym polem widzenia. Spojrzała na chłopaka, przesuwając w jego stronę opakowanie z cukierkami. - Gracie niedługo jakiś mecz, nie? - Wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Puchon ją właśnie olśnił, że to może drużyna jej domu będzie przeciwnikiem. Miała tyle spraw na głowie (a może tylko tak tłumaczyła swoje niezorientowanie w najprostszych sprawach?)

    OdpowiedzUsuń
  26. - Z Gryfonami, mówisz.. - zamyśliła się na chwilę, drapiąc po podbródku, w który przecież jeszcze dziś przygrzała wiekiem skrzyni. - Możesz powiedzieć waszym pałkarzom, żeby celowali w takiego wysokiego Ścigającego.. Ma takie ego, że jak oberwie raz to do końca meczu jego duma jest urażona i gra trochę gorzej. - odsunęła pergaminy na bok, na ich miejsce wyciągając rękę i oparła się o nią policzkiem, robiąc sobie tym samym poduszkę. Nie miała siły nawet by wstać, a co dopiero pójść do lochów i dormitorium. Spojrzała na niego. - Co? A.. Tak, skrzatka co miesiąc wysyła mi paczkę ze słodyczami.. - przymknęła oczy, ziewając krótko. Ani się obejrzała zapadła w drzemkę, co zdarzało jej się dość często, ale mimo wszystko w czyimś towarzystwie próbowała się pilnować pod tym względem.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Mhmmhm.. - mruknęła tylko przez sen, nie kontaktując zbytnio. Śnił się lot na miotle, adektawnie do toczonej rozmowy.. Widziała przed oczami tylko niebo, wokół latały.. Smoki? Nie to było jednak jej zmartwieniem, bo zapatrzyła się i wleciała wprost na.. wieżę. Kierowana instynktem i zaskoczeniem sytuacją w śnie, podrywając się gwałtownie. Jak to było w jej stylu musiała przy takim manewrze zrobić sobie krzywdę.. Mocno uderzyła tyłem głowy w jakiś regał na ścianie za nią. Jęknęła cicho, odruchowo wędrując dłonią do obolałego tyłu głowy i rozmasowując tworzącego się guza. - Nie śmiej się tylko.. - mruknęła cicho, wyłapując kątem oka zaciekawione (najprawdopodobniej hukiem) spojrzenie Puchona, który dotychczas zajęty był kartami. Usiadła normalnie, krzywiąc się dalej z bólu. - A.. Tak, faktycznie, talent Pottera bywa upierdliwy.

    OdpowiedzUsuń
  28. Mruknęła coś pod nosem, wyraźnie zawstydzona i zirytowana swoim "wypadkiem". Rozglądała się z udawamym zaciekawieniem po suficie, byleby odwrócić jakąś uwagę od swojej gafy.. Jęknęła zrezygnowana, odwracając wzrok i rozmasowując głowę w miejscu, w które się uderzyła. - Śmiej się, śmiało.. - burknęła tonem skrzywdzonego dziecka i spojrzała na niego. Wzruszyła tylko ramionami. - W mojej drużynie często się kłócimy, przynajmniej na treningach, ale jakby w meczu zapominamy o tym i jakoś leci. - chwyciła pióro, stukając w pergamin i przygryzając lekko wargę. Podniosła głowę, wzrok zatrzymując na twarzy Puchona. - W sumie.. Zostało mi napisać kilka zdań podsumowania, a to kwestia napisania kilku zdań wyrażających moją opinię, wiec chyba już sobie z tym poradzę.. - po tych słowach zwinęła starannie esej, schowała go wraz z piórem i atramentem do torby i przesunęła w stronę chłopaka jego pracę, którą miała do pomocy. Nic nie mówiła, wyczekując jakiejś ciekawej propozycji.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń