czwartek, 23 maja 2013

nine crimes

Luke Collins | Auror | 31 lat | Woźny


I mówię do siebie nocą
Bo nie mogę zapomnieć
Tam i z powrotem przez mój umysł
Za kolejnym papierosem
I wiadomość przychodząca z moich oczu
Mówi zostaw to w spokoju

 
     Witajcie drogie panie i panowie, oto macie zaszczyt poznać jakże niezwykłego Aurora, który za sprawą swojego niepoważnego charakteru, został skazany na pilnowanie uczniów w Hogwarcie.
Luke otarcie powiedział, że wolałby siedzieć w Azkabanie, niż użerać się z bandą porąbanej gówniarzerii, niestety jego prośby nie zostały wysłuchane.


Niedoszły bohater, który pragnął zreformować świat, a w końcu wylądował na starych śmieciach, pod postacią pieprzonej niańki i pseudo woźnego. Urodził się w Stanach Zjednoczonych na południowym wschodzie - Florydzie. Pomimo, iż jest Czystej Krwi, uwielbia wszystko co związane ze światem mugoli. W latach szkolnych należał do Ravenclawu. Jest zagorzałym miłośnikiem podróży; po ukończeniu szkoły zdołał chyba zwiedzić całą Europę i Azję. W młodych latach był uważany za nieobliczalnego gnojka, który pomimo, iż był cholernie mądry, wolał wdawać się w pojedynki i szydzić z innych. Dopiero pod koniec nauki w Hogwarcie się opamiętał i uświadomił sobie, że warto coś z życiem zrobić.  
I tak oto został Aurorem.
...który jest zagorzałym fanem historii i wojny secesyjnej. Zawsze pragnął wymyślić eliksir, który pomoże mu przenieść się w czasie i stanąć na glebie, splamionej krwią milionów żołnierzy. 


Nie chcę o tym słyszeć
Każdy jeden ma swoją historię do opowiedzenia
Każdy o tym wie
Od Królowej Anglii po piekielne ogary

 

ŻYJE SIĘ TYLKO CHWILĄ

Perfidny oszust, który nie przejmuje się nikim innym, tylko sobą. Uwielbia igrać z ogniem, wykorzystywać innych do swoich celów oraz opowiadać niestworzone historie, które przytrafiły mu się podczas podróży.  Jest osobą ostro niezrównoważoną. Nienawidzi kiedy ktoś mu rozkazuje, zwykle stawia na swoim. Przywykł do beztroskiego życia, które sam sobie zgotował i nikt nie wpieprzał mu się w paradę, do czasu. Pomimo, iż tandetny z niego romantyk i dowcipniś, potrafi zaciągnąć dziewczynę do łóżka w pięć minut. Czasem gadatliwy, czasem spokojny niczym posłuszny szczeniak. Nigdy nie potrafił zdefiniować swoich uczuć do drugiej osoby, zwykle kończyło się na tym, że wyjeżdżał sobie od innego kraju, nie zostawiając żadnego listu. Czasem sobie z ciebie poszydzi, czasem walnie w ciebie jakimś zaklęciem, ot tak, dla żartów. 


 
  

Wysoki, około 186 cm wzrostu.  Ma czarne włosy, ciemnobrązowe oczy oraz lekki zarost. Na jego szyi, po lewej stronie widnieje tatuaż chińskiego smoka, który ma dla niego pewną symbolikę, tylko jemu znaną. Zrobił go sobie podczas pobytu w Tajlandii. Nie licząc czarnego płaszcza aurora, ubiera się najzwyklej jak tylko potrafi, niczym wieczny nastolatek. 



  

Był rodzinnym wyrzutkiem, żył jedynie z matką, która po rozwodzie z jego ojcem miała go głęboko w dupie. To też zapewne było czynnikiem, który wpłynął na ukształtowanie jego charakteru.  Po dostaniu listu z Hogwartu, w domu pojawiał się jedynie w wakacje, za to po zakończeniu szkoły od razu wyjechał do innego kraju. Do matki przyjechał z odwiedzinami dopiero po następnych pięciu latach, jednakże okazało się, że nie żyje. Przyczyny śmierci były nieznane. Pomimo tego, iż nie miał z nią dobrych kontaktów wpadł w furię. Czy narozrabiał? Owszem. Trochę mu się tego gówna uzbierało, jednakże co zrobił wie tylko ministerstwo i on. I takim oto cudownym sposobem, pomimo iż nienawidzi dzieciaków, uważając ich za bandę niezrównoważonych kretynów, został zmuszony do objęcia stanowiska strażnika w Hogwarcie pod przykrywką woźnego. 


Wszystkie słowa wykrwawię z siebie
I już nigdy nie pomyślę
I plamy mojej krwi
Powiedzą mi 'wracaj do domu' 

wtorek, 21 maja 2013

"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?"



„I'm just a poor boy, I need no sympathy,
Because I'm easy come, easy go, little high, little low.
Anyway the wind blows
Doesn't really matter to me, to me.”

Dawniej nazywał się Nathaniel Lucipher Grant III, był synem bardzo znanego kilkadziesiąt lat temu polityka, Dyrektor Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, który w czasach swojej świetności był bardzo blisko objęcia posady Ministra Magii, był synem francuskiej arystokratki, której pieniądze męża zapewniały dobrobyt, był bratem mężnego Gryfona, który brzydził się wszelkim tchórzostwem… I brakiem poczucia humoru.
Były uczeń Hogrwatu, któremu nie było dane dokończyć swej edukacji w szkole magii i czarodziejstwa, były Krukon. Urodzony siódmego marca tysiąc dziewięćset trzydziestego trzeciego roku.
Obecnie unika wszelkich kontaktów z mieszkańcami zamku, chcąc zachować anonimowość i nierozpoznawalność. Teraz używa drugiego imienia: Lucipher, twierdząc iż i tak mało kto je znał. Zmarł w tysiąc dziewięćset czterdziestym ósmym roku, dokładnie dziewiątego czerwca w wieku ledwie piętnastu. Teraz ukazuje się jako niematerialna postać siebie w chwili śmierci.
 Oficjalnie za powód jego śmierci przyjmuje się samobójstwo (Nie wiadomo z jakiego powodu. Przyjaciele ani brat nie widzieli w jego zachowaniu żadnych zmian, nie zostawił żadnego pożegnalnego listu). Sposób wykonania samobójstwa: Skok z wieży astronomicznej.
W rzeczywistości było inaczej, tak przynajmniej mówi sam Grant, jednak nie chce zdradzić tego co tak naprawdę zaszło wtedy. Wiadomo mi jednak iż zmarł jeszcze przed wypadkiem.
Sam fakt iż jego śmierć została potraktowana za samobójstwo zabolała go mocno, bowiem wiedział iż jego rodzina uzna go za tchórza. Miał rację. Od czasu pogrzebu nikt nie odwiedził jego grobu. Wtedy to zaczął podróżować po świecie, aż w końcu znużony wrócił do Hogwratu.

„Mama, ooh, I don't wanna die
I sometimes wish I'd never been born at all.”

Lucipher mimo iż wszyscy twierdzą teraz inaczej jest bardzo odważnym duchem, co pozostało mu jeszcze z czasów jego życia. Zapuszcza się w najgłębsze rejony Zakazanego Lasu, w najciemniejsze głębiny Jeziora… Najprawdopodobniej wiąże się to z tym iż nie żyje i nic nie jest w stanie mu nic zrobić.
Gdyby ktoś kiedyś go spotkał, poznałby najbardziej żywego i przyjacielskiego ducha jaki istnieje (Mimo jego szatańskiego imienia). Ta cecha charakteru sprawiła iż dał radę nawet nawiązać nawet dobre stosunki z samym Irytkiem (Oczywiście już jako duch)… Chociaż można by rzec iż jest to raczej znajomość polegająca na czerpaniu wspólnych korzyści ze swojego istnienia: Irytek robi na złość wrogom Luciphera, a Lucipher stara się uspokoić Krwawego Barona jeśli Poltergeist za bardzo nabroi. Sprawia to iż nie warto być wrogiem Nathaniela… No, jeśli nie chce się mieć Irytka na głowie.
Z charakteru wieczny młodzian jest ciepły, miły i uprzejmy, grzeczny i ułożony, a jednocześnie szalony, zły i wredny. Ironiczny.
Uwielbia muzykę, śpiew… Od dłuższego czasu interesuje się założonym w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym zespołem Queen, nagminnie śpiewając pod nosem piosenkę Bohemian Rhapsody.

Jest w miarę drobną i chudą postacią, o długich włosach, związanych lekko wstążką. Jego mądre oczy spokojnie wpatrują się we wszystko dookoła, jakby każdego dnia uczył się kolejnego szczegółu w zamku. Na drobnej twarzy wiecznie widnieje uśmiech jego pełnych warg, nos lekko zadarty, równie drobny co cała postać ducha. Jego dłonie, delikatne o długich palcach cały czas odgarniają niesforne kosmyki z twarzy. Jego szyję owija szal jednego z domów, mimo iż ubrany jest całkowicie luźnie, raczej na cieplejszy typ pogody. Uwielbiał za życia ten szal, nic na to poradzić nie mógł.


[ Witam. Karta z pewnością będzie poprawiana, bo uważam iż nie jest szczytem moich możliwości. Zapraszam do wątków!]
 _______
* Cytaty pochodzą z piosenki „Bohemian Rhapsody” zespołu Queen

niedziela, 19 maja 2013

Zawsze chciałam nauczyć się latać. To takie głupie, mieć marzenia, których spełnienie jest tak nierealne - mówili.


Wiedźma z prawdziwego zdarzenia - z urodzenia, charakteru i przekonań. Indywidualistka. Straceńcza artystka bez talentu. Czcicielka idei wolności. Nawet nie wiesz na jakie ciekawe pomysły wpadają boginy, by pokazać ból! Licho bardzo lubi misie grizzly, a przeźroczysto-białe misie grizzly nie lubią dementorów. Patronusy większe od dementorów robią wrażenie. Różdżka 11 i pół cala, dąb, giętka. A tak poza tym to VII klasa, 17 lat, wielkie marzenia, zero planów, żadnych problemów, same kłopoty. Ah, i dom Kruka. To się nazywa pierzasta solidarność? A'propos piór... Animag.
Kiedy widzisz tę niepozorną dziewczynę, już na początku podskórnie czujesz, że w przyszłości jej osoba będzie Cię boleć jak cierń w palcu. Że coś jest nie tak, że zaboli. Ją, albo Ciebie, ale najpewniej Was oboje. Coś będzie nie tak, choć ani Ty, ani ona nie będziecie chcieli, by tak się stało.
Nie można się okłamywać, ze jest osobą o łatwym charakterze. Choć rzeczywiście tego nie chce, choć ciągle, raz skuteczniej, raz mniej skutecznie, pragnie nie mieć do nikogo uprzedzeń, często komuś podpada. A to infantylnym zachowaniem, a to zbytnią powagą, grzeczną odmową, albo zbyt entuzjastyczną zgodą, nieodpartym ekscentryzmem, albo własną szarością. Nie zwraca uwagi na szkolne konwenanse i nie stara się na siłę wsiąknąć w tłum, ani wyjść przed szereg. Bywa bardzo bezpośrednia, rzadko owija w bawełnę. Nie ma w zwyczaju złościć się i denerwować, choć czasem łatwo ją zirytować. O rzeczach bez znaczenia mówi niedbale i szybko, lecz łatwo poznać, kiedy temat uważa za ważny, bo zmienia się jej mowa. Wypowiada się wtedy wolno i z rozmysłem, nie zawsze gramatycznie układając zdania, zbyt skupiona na treści, którą chce przekazać. 

Żyje częściowo w świecie, który jest wytworem jej własnej imaginacji, nie widząc w tym zresztą nic złego. 
Jak wiele w niej dziwów, lepiej nie mówić. Ostrzegam jednak przeto, że jest biseksualna, zdolna miłować zarówno kobiety jak i mężczyzn.
Trochę cyniczna. Trochę interesowna. Trochę idealistka? Cyniczna idealistka, coś tu jest chyba nie tak... Sama wyznacza sobie zasady, reguły, wyjątki od reguł i wyjątki od wyjątków. Wierzy w rzeczy, w które nie powinien wierzyć ktoś w jej wieku, jednocześnie nie wierząc w to, w co usilnie starają się wierzyć miliony. Z własną, całkowicie unikalną hierarchią wartości  ułożonych w sposób znany i rozumiany tylko przez nią. Zazwyczaj mówi to co myśli, chociaż czasami chwilę musi się zastanowić, by w ogóle ubrać myśli w słowa. Prawie wszystko co robi, robi intuicyjnie, nie zastanawiając się nad tym, skąd się co bierze, nie ubierając myśli w słowa, definicje i zależności. Spryciara, choć nie ryzykantka. Jeśli nie jest przekonana, że coś się jej uda, zazwyczaj nie próbuje się za to zabrać. Nie potrafi często uwierzyć w siebie i szczęście, co ma zasadniczy wpływ na fakt, że jeszcze żyje, bo nie odważyła się zrobić nic głupiego. Jeśli miałoby się jakoś scharakteryzować jej świat, użyłabym jednego słowa - chaos i byłoby to najlepsze w tym wypadku słowo świata.

Była w tej istocie siła, która nie objawiała się jej ogromem, albo mięśniami, czy agresją. Tą siłę widać było w jej oczach, w każdym jej ruchu i niezachwianej pewności, że nie może być inaczej. Budziła respekt, choć nie był to nikt, kto mógłby na przykład przerazić. Samo zwierze nazywało się jakoś śmiesznie, johnny rook, bodajże i było dużym, jastrzębiowato-krukowatym ptaszyskiem nie brzydzącym się padliną i noworodkami. I właściwie nie byłoby w tym ptaszysku nic takiego, gdyby nie to, że wystarczyło na nie spojrzeć i już wiedziało się, że możesz mieć przejebane. I właściwie nie było nic dziwnego, że gdy dziewczyna zaczęła uczyć się zmieniać postać, zaczęła przybierać wygląd pierzaka o opinii największego ptasiego zawadiaki. Może chciała dodać sobie tym nieco powagi, może widziała w nim cechy, które sama chciałaby pokazać światu. Cholera wie. 
Młoda czarodziejka, kiedy akurat nie lata i nie próbuje wydziobać ludziom oczu, jest raczej-wysoką-niż-niską, całkiem sympatyczną dziewczyną. Miała brązowo-miedziane włosy i oczy w kolorze ciemnej czekolady pomieszanej z bursztynem. Szczupła, może nawet trochę za szczupła, o niezbyt dużym biuście, choć nadal zgrabnej figurze. Chociaż i tak najbardziej kocha siebie, jako ptaszysko. 
POWIĄZANIA * HISTORIA * ALBUM



...a tak poza tym nazywa się Anne Wood, ale nie pozwala się tak do siebie zwracać.
Mówcie jej Licho.

Czar działa do momentu w którym otwierasz oczy. Dlatego właśnie najpiękniejsze chwilę przeżywamy, gdy mamy je zamknięte.

"Together wed be bold
Out hand would never fold
When our eyes meet
We can see each others soul
Corey Gray - Where we're going


Imiona: Silver Katherine
Nazwisko: Ashdown
Status Krwi: Czysta
Dom: Ravenclaw
Quidditch: Pałkarz

14 Lutego | 17 Lat | VII rok

Różdżka: Czarny Bez; 13 cali; Rdzeń z włókna serca smoka; napis w poprzek: "Quae non sunt prohibita, permissa intelleguntur".

Patronus: Wilk
Bogin: Przyszłość
Rodzice: Katherina i Arthur
Wychowana przez: Alexander; brat matki



piątek, 17 maja 2013

Zdrajca? Nie ma dla niego miejsca. Już jest martwy.


=****=
Kenneth Avery
17 lat | VII rok | Slytherin |
Najlepszy przyjaciel Williama Mulcibera.
Przyszły śmierciożerca.
Różdżka wykonana z drewna z hikory, 11 cali, umiarkowanie sztywna, w rdzeniu jad bazyliszka.

W skrócie? Zapatrzony w siebie egoista, widzący tylko czubek własnego nosa.

Patronus:  [brak]
Bogin: On sam jako zdrajca.

=****=
Nie ma to jak wycieczki do Zakazanego Lasu w towarzystwie najlepszego przyjaciela, nieprawdaż?
=****=
Ślizgon na pewno wdał się w swojego rodziciela. Bowiem jego ojciec - Avery - od szkolnych lat zadawał się z Tomem Riddle, przyszłym Czarnym Panem. Był jednym z pierwszych śmierciożerców, najlepszych 
przyjaciół i najwierniejszych popleczników Voldemorta. Od najmłodszych lat rodziciel uczył go zamiłowania do czarnej magii, poparcia dla spraw Śmierciożerców i wbił mu do głowy dumę, że jest właśnie taki. W wyniku wychowania Kenneth stał się arogancki, rozpuszczony, bezczelny, nienawidzący mugoli. 

Z Averym seniorem sympatyzował się również pan Mulciber - syn tego pierwszego od najmłodszych lat przyjaźnił się z Willem. Bawili się razem, później, gdy podrośli knuli niecne plany pełne obrzydzenia do szlam, a gdy wreszcie w wieku 11 lat obaj dostali list z Hogwartu i jednogłośnie zostali przydzieleni przez Tiarę do Slytherinu zaczęli swój mały terror, trwający aż do ukończenia szkoły.

=****=

Raczej nieuchwytni - działali może nie tyle, co po cichu, ale trudno było im cokolwiek udowodnić. Zastraszali młodszych Gryffonów, czy uczniów innych domów o mugolskim pochodzeniu tak, że ci nie mieli odwagi powiedzieć swoim opiekunom, kto ich zbił, dorobił bąble na twarzy czy ukradł słodycze. W wyniku podobnych sytuacji Ślizgon zyskał wielką pewność siebie - nic nie może pójść nie według planu, nie ma po prostu takiej opcji. A już jeśli? Ha, najlepiej rzucić na ofiarę Obliviate i zwiać, nieprawdaż?

Uczył się raczej przeciętnie. Eseje zgapiał od uczniów z innych domów o nieco większym intelekcie, oczywiście wszystkie prace zabierał siłą. Nie był jednak nigdy, z żadnego przedmiotu zagrożony najgorszą oceną. Oczywiście najlepszymi dla niego zajęciami były lekcje eliksirów, co jest raczej zawsze idzie w parze z typowym dla Slytherinu temperamentem

Nie kryje zamiłowania do czarnej magii - praktycznie każdy w szkole (bo trudno go nie znać, skoro każdemu potrafi uprzykrzyć życie na wszystkie możliwe sposoby, bardziej bolesne i te mniej) wie, czym zajmuje się jego ojciec, kim jest, i że na pewno Kenneth wpatrzony w rodziciela pójdzie w jego ślady.

 =****= 
"Od cnoty Gryfonów,
kretynizmu Puchonów i
wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy Krukonów
chroń nas - Slytherinie!"
 
=****=

Ma równo metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Dość dobrze zbudowany, potrzebne jest to mu do sprania komuś ewentualnie tyłka. Woli nie polegać na samych zaklęciach,  a też mieć ewentualny plan B w mięśniach i silnych rękach. Ciemne, rozczochrane, krótkie włosy, zawsze w nieładzie, bo nie widzi sensu w ogarnianiu fryzury. Ciemnobrązowe oczy, często zmrużone, gdy wpatruje się w kogoś z podejrzeniem bądź ze złością. Twarz wiecznie wykrzywiona w niezadowolonym lub chytrym grymasie, o bardzo bladej cerze. Dba o schludny wygląd, co wyniósł z szanowanej, czarnomagicznej rodziny. Matka miała fioła na punkcie tego, żeby jej synuś wyglądał dostojnie, więc pilnowała tego, by ten ubierał czarne koszule, marynarki.. Po części znienawidził przez kobietę taki strój, ale nie wciska się w byle jakie, mugolskie ubrania. Zazwyczaj ubiera swetry, ciemne (czarne, granatowe, ciemnozielone) koszule, ale krawat sobie odpuszcza. W ramach swoistego buntu jego krawat w barwach Slytherinu rzadko kiedy jest idealnie zawiązany, najczęściej przewiesza go przez kark.



palacz | ojciec śmierciożerca | czarna magia | wybuchowy charakter | słabe nerwy | lubi bójki | sadysta | eliksiry |

||Wątki pod kartą postaci mile widziane.||

wtorek, 14 maja 2013

Rude jest zdradliwe i nieprzewidywalne...

   Zwą ją Kazye, rzadko używa nazwiska. Uważa, że imie ma tak oryginalnie paskudne, że nazwisko jeszcze bardziej jej przeszkadza ale dla ciekawskich Viride, Kazye Viride. Urodzona i wychowana przy granicach Wielkiej Brytanii z Irlandią, dokładnie sama nie wie. Oboje rodzice czystej krwi tak jak cały ród z tym nazwiskiem. 
   Dziewczyna posiada cechy, które pomogłyby jej dostać się jednocześnie do Slytherinu jak też do Ravenclawu. Tiara Przydziału jednak postanowiła przydzielić ją do Ślizgonów, ławiej wytrzymać z mądrą Ślizgonką, niż natarczywą, opryskliwą i nadpobudliwą Krukonką. Obecnie mając 17 lat jest na siódmym roku nauki w Hogwarcie.
Kocha grać w Quidditch'a. Jest bardzo dobra na pozycji ścigającego. Chciałaby dostać się kiedyś do drużyny, by przynajmniej brać udział w treningach i wsiąść na swoją miotłę [ Błyskawica ].
Kazye jest niezwykle mądrą i ambitna. Lubi wywyższać się swoim talentem do nauki, gardzi głupimi. Opanowała wiele zakęć, których nie omawia się nawet na ostatnim roku nauki. Czarna magia, transmutacja, zaklęcia i eliksiry, wszystkie przedmioty, z których przeważnie dostaje " Wybitny ". Jako przedmiot dodatkowy wybrała sobie opiekę nad magicznymi stworzeniami.
Posiada różdżkę, która służy jej już 4 lata [ poprzedniczki zostały złamane lub zgubione, to będzie jej 3 różdżka ].
Drewno: brzoza
Rdzeń: włos jednorożdżca
Długość: 12 cali
Bardzo giętka

Bogin: Śmierć
Patronus: Gepard
Postać zwierzęca: Czarny lis z wieloma siwymi włosami, czarno - biały
Żyła sobie spokojnie w niewielkiej wiosce daleko od zatłoczonych miast. Miała wiele czasu by opanować zaklęcia nawet przed wyruszeniem do Szkoły Magii. Jej matka zawsze lubiła dawać jej wskazówki i sama nieco uczyła ją prostych zaklęć. W końcu musiało się to skończyć. Jej cała rodzina została zabita przez śmierciożerców za sprzeciwianie się ich woli. Została tylko ona. W wieku 16 lat wyprowadziła się do ciotki mieszkającej w Londynie, po wakacjach odjechała pociągiem do Hogwartu, by po kilku godzinach zostać przyjętą do Domu Węża. Już od dawna miała skłonności do przemieniania się w czarnego lisa, animagiem była ponoć od urodzenia jednak nikt nie może tego potwierdzić, nikt z jej najbliższych już do niej nie przemówi.

Jej najlepszą przyjaciółką jej biało-kremowa kotka Georgia.
Gdy zamieszkała u ciotki brakowało jej towarzystwa, po rozległych ulicach dużego miasta błąkało się wiele bezdomnych zwierząt. Od dłuższego czasy kotka przychodziła pod mury kamieniczki gdzie mieszkała. Dziewczyna zawsze ją karmiła i opiekowała się nią. W końcu po monotonnych namowach ciotki mogła ją przygarnąć i wyjechać z nią do Hogwartu. Bywa agresywna i nieprzewidywalna jednak Kazye zna ją na wylot więc wie przy kim powinna uważać niosąc ją na ramionach. Pomimo trudnych początków na ulicy jest to kot bardzo leniwy. Wielki pieszczoch i rozpieszczony pupil.

Inne:
- czasem lunatykuję, rano może obudzić się wszędzie dlatego zawsze stawia po prawej stronie łóżka swój kufer, by obudzić się przy upadku gdy ta zacznie wstawać nieświadomie
 - jej szare oczy czasem zmieniają kolor, babcia jej kiedyś opowiadała, że to przez magiczne zdolności jej dziadków, byli metamorfamagami
- bardzo lubi zwierzęta
- nie przepada za zielarstwem lecz często dobrze jej idzie ten przedmiot
- nie przepada za słońcem, woli deszcz, zachmurzone niebo
- gardzi mugolami
- często uważa się ją za półkrwi Ślizgonkę, półkrwi Krukonkę
- pomimo swych uzdolnień nie jest zbytnio pomocna
                                                                                                                   ~Kazye
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zgadzam się na wątki pod notką. 
Zastrzegam sobie prawo do zmieniania informacji w każdym momencie.

poniedziałek, 13 maja 2013

"Oh, Lord come help me die...

...I can't believe my eye. I'm not the same that I was when I got here.
I've made a dirty mess, my Lord I do confness. 
I know I've been bad
So bad..  "

|Ogólne dane|
List do Albusa Dumbelrode'a

Nazywa się Marcellus Karpinien i urodził się na Finach. Chłopiec spod znaku Wodnika, mugolak, wychowywany przez ojca mugola po tym jak matka, pełnej krwi czarodziejka, podrzuciła go pod jego drzwi. Doprawdy paskudny z niego typ człowieka przeraźliwie bojącego się wszystkiego co magiczne. Chłopak wielokrotnie był przez niego bity gdy objawiał czarodziejskie zdolności, więc nie dziwota, że uciekł z domu gdy otrzymał od Nas list. Ścigaliśmy go aż do trzynastego roku życia.
Uważaj Albusie, niezłe z niego ziółko. Młody, ambitny, ale za nic nie będzie słuchał nauczycieli jeśli do niego nie podejdą odpowiednio (Tutaj nie podpowiem jak, ponieważ sam tego nie wiem. Próbowaliśmy wszystkiego). Ostatnią, szóstą klasę musieliśmy go posadzić co sprawiło Nam jeszcze większych kłopotów. Lecz nie wysyłam go do Hogwartu tylko dlatego, że nie potrafię nad nim zapanować, Albusie. 
Jego zdolności, mimo nieczystej krwi wykraczają poza przeciętne. Zaobserwowaliśmy w nim duże skłonności do nekromancji, dzięki, którym może w przyszłości stać się potężnym nekromantom. Dobrze wiesz, że będąc w posiadaniu tak potężnej magii należy zachować rozsądek i równowagę, dlatego właśnie zesłałem go do Hogwartu
Proszę Cię, okrzesaj jego charakter i wypuść w życie z umiejętnościami, które są jego atutem. 

PS. Nie mów mu o jego skrytej zdolności póki nie zacznie zachowywać się jak należy. 

 ~ Liatros   




"(...)Misunderstood, I'm the plague of the neighbourhood.
And it feels so good!
So good!
"



|Charakter|
Jaki jest naprawdę ? 


Marcellus na pierwszy rzut oka jest prostackim, zepsutym do szpiku kości dupkiem, któremu zależy tylko na własnym tyłku. Owszem, ma on zmysł do interesów i przekrętów, jednak nie jest taki zły za jakiego biorą go wszyscy w okół. Jednak, żeby przekonać się o jego wrażliwej części duszy trzeba do niego dotrzeć, a to jest nie lada wyczyn i praktycznie mało komu udało się to osiągnąć. Jest bezpośredni, szczery do bólu i nie boi się podskoczyć, nawet jeśli przeciwnik jest dwa razy wyższy, i silniejszy. 

Nie myśl sobie że jest pozerem, że lansuje się udawaniem skurwysyna. On po prostu taki jest, tak został wychowany i taką obronę przed brutalnością świata obrał sobie w młodym wieku. 
Gardzi litością kierowaną w jego osobę, pozerami, fałszywością i zdradami. Jeśli uda Ci się dotrzeć do niego zyskasz sobie przyjaciela jakich mało; za bliskimi rzuci się w ogień, zrobi wszystko by wyciągnąć ich z tarapatów nie bacząc na własne dobro. 
Jeśli jednak staniesz się jego wrogiem przemyśl dobrze swój błąd i zacznij się modlić. 
Marcellus wykorzysta każdą okazję by Ci dopiec, zrównać Cię z ziemią, psychicznie bądź fizycznie, wypalić nad Tobą papierosa i wdeptać go w Twój oczodół.

Zna się na swoim fachu jakim jest kradzież, wymykanie się, przemykanie, przemycanie czy przetrwanie na ulicy bez grosza czy noża. Nie cierpi gdy ktoś cwaniaczy i próbuje wywyższać się nad niego, twierdząc i zakładając z góry, że ma lepsze umiejętności od niego. Zwykle grubo się myli. 

Praktycznie niema nikogo kto byłby w stanie zgnębić go psychicznie, nawet gdy pokona go w fizycznym pojedynku. Wtedy podźwignie się, zrobi sobie przerwę, potrenuje i wróci na ring silniejszy o większe doświadczenie. 

Jest bardzo dobrym obserwatorem. Nie umknie mu żaden szczegół dzięki któremu wzbogaci się o dodatkową wiedzę, dlatego też jest całkiem dobry w ucieczkach i ukrywaniu się. W nawyk weszło mu codzienne wstawanie o 5 nad ranem i wyruszanie na trening polegający na bieganiu i szczątkowym ćwiczeniu parcour'u, w zależności jak teren pozwala, na jak bardzo intensywny trening. 
Marcellus to na pewno uparte bydle, które jak się zaweźmie to osiągnie swój cel, bądź nie zrobi tego czego się od niego wymaga. Nie cierpi jak się mu rozkazuje. Wiedzę selekcjonuje na "niepotrzebne" i "potrzebne", oczywiście ucząc się tylko tego co znajduje się w tym drugim dziale. 

Pragnie zostać kimś ważnym, najlepiej aurorem o wysokiej randze. Mieć własny latający motocykl i mieszkanie, bądź dom. Jest uzależniony od papierosów i bólu, który sprawia sobie regularnie. Tak, jest masochistą. 
Działa także na dwa fronty i nie kryje się z tym (bisexualny).        



"If you wanna get in trouble baby I am your man. If you don't wanna get in trouble
baby I understand. I swear to break my word if I can.
I'm good...
I'm good to be bad!
So good to be bad!
"



|Historia|
Czyli w pigułce, co było kiedyś... 

Marcellus został spłodzony przez mugola z czarodziejką pełnej krwi i urodził się na Finach. W wieku trzech lat zdesperowana matka swym stanem majątku przybyła do Anglii i podrzuciła go ojcu. Jak już się zapewne domyślasz mugol zostawił ją z dzieciakiem ze względu na krew; panicznie bał się wszystkiego co magiczne. 
Mimo tego nie był aż takim dupkiem ażeby wyrzucić dzieciaka za próg bądź oddać do sierocińca, więc podjął się wychowaniu go samotnie. Liczył, że chłopiec nie odziedziczy po matce tych dziwnych umiejętności, a jeśli nawet, to że uda mu się go od nich od uczyć. Mylił się.

Marcellus dorastał. Im starszy się stawał tym częściej objawiał nadnaturalne zdolności, często nie miejąc na to wpływu. Ojciec nigdy nie szczędził mu razów czy wyzwisk, więc Marcellus już w bardzo młodym wieku wymykał się z domu na parę dni. Także zaczął wpadać w złe towarzystwo. 
Od siódmego roku życia miał najlepszego przyjaciela; Andy'iego. Byli wręcz nierozłączni, traktowali się jak bracia.
Dlatego też w chwili gdy w wieku jedenastu lat dotarł do Marcellusa list o jego czarodziejskim pochodzeniu, oraz prośbie o zgłoszenie się do szkoły magicznej, Andy i Marc nie wahali się. Ojciec Marcellusa zabiłby go gdyby dowiedział się o liście więc dwaj przyjaciele bez wahania uciekli z domu.
Korzystając z umiejętności jakie nabyli dotychczas ulepszali tylko kradzież i życie na czarno. Kupili nawet na spółkę motor, na którym poruszali się po kraju do czasu.. .

W wieku trzynastu lat Marcellusa wreszcie dopadł obowiązek przyjęcia do czarodziejskiej szkoły. Andy'iego dopadła mafia, z którą zadarł. Do tej pory Marcellus obwinia się o jego śmierć, bo w końcu mógł coś zaradzić, mógł mu pomóc. 

Rozbity po śmierci najbliższej mu osoby, dał się zaciągnąć  do szkoły, lecz to tylko pogorszyło sytuację. Marc stał się jeszcze bardziej zepsuty i zdemoralizowany, obierając ów wizerunek na obronę przed uderzającą w niego rzeczywistością. Po wielu perypetiach z łamaniem regulaminu a nawet kiblowaniem w klasie, zdesperowany dyrektor poprzedniej szkoły wysłał list do Albusa, z prośbą ażeby przyjął Marcellusa pod swoje skrzydła. 
Oto i jest.  



"I do not compromise, don't need your good advice.
I'm sure I've heard it once!
I'm sure I've heard it twice!

Once you play the game, things will never be the same.
Are you the one to blame?
                                         To blame?!"~ Royal Republic "Good to be bad"


|Umiejętności|
Ogólnikowo

Marcellus jest wysportowany od małego; wiecznie aktywny, lekko nadpobudliwy dzieciak. Uwielbia biegać, zna parcour na wylot oraz kocha pływać. Gdy ma tylko okazję bierze kąpiel.  
Jest także zahartowany w bijatykach ulicznych i szczerze je kocha. 
Co do nauki nie jest specjalnie wybitny. Uczy się tylko tego co uzna za przydatne. Zna już wszelakie sztuczki magiczne mające pomóc mu w kradzieżach, ucieczkach i przemycaniu.

Jeszcze tego nie wie, ale ma niezwykły talent do nekromancji i magii związanej z czarnoksiężnikami. 

|Wygląd|
Na codzień..

Marcellus wygląda na o wiele więcej lat niż ma w rzeczywistości, na co nie narzeka (19). Ma 187cm wzrostu, czarne włosy i wygolony bok głowy. Po tej samej stronie  w uchu ma tunel 10 mm a na płatku dwa industriale. Kolczyk posiada także w języku.
Prócz tego jego ciało gdzieniegdzie jest pokryte małymi, cienkimi bliznami będącymi pamiątkami bo bójkach bądź cięciu się (tak, jest masochistą).
Zwykle chadza w luźnych spodniach, glanach i bokserkach, i całym sobą nie cierpi szkolnych szat. Dlatego też ilekroć musi je przywdziewać koszulę wpycha niechlujnie do spodni, rozpina ją na piersi a krawat rozluźnia do maximum, często też nie wiążąc go i nosząc przerzuconego przez kark.   


"Mam już dość...
Zniechęcania mam już dość!
Potępiania mam już dość!
Poniżania mam już dość!
Zabijania mam już dość!
Ogłupianych masą mas.

Krepowanych uczuć w nas
(..)"



"Dalej głową w mur, uderzam!
Nie zważam na ból, ponieważ;
Wierze w siebie i nieważne, że nie wierzysz Ty

Ja bije..
Dalej głową w mur! uderzam.
Nie zważam na ból! ponieważ;
Wierze w siebie i nieważne, że nie wierzysz Ty
                       Przebije mur!" ~Sandaless "Głową w mur"



|1| Ma ambicje w przyszłości kupić latający motocykl, taki jak jego dawny, mugolski kupiony na spółkę z nieżyjącym już przyjacielem
|2| Chce zostać Aurorem wyższej rangi, ogólnie osiągnąć w życiu szczyt dzięki, któremu nie będzie musiał martwić się o pieniądze
|3| Chce kupić sobie szczura i nazwać go Disney   
|4| Przynależy do domu Krukonów 
|5| Patronus: Kruk 
|6| Bogin: Ojciec 
|7| Ma na celu wykształcenie umiejętności jaką jest animagia 


Nie zadzieraj nosa bo...


[ Mam nadzieję, że niczego nie sknociłem :D I owszem, jestem bardzo chętny do wątkowania pod KP. !Zastrzegam sobie zmianę do KP w razie jakby stan mojej postaci zmieniał się i wymagał uwzględnienia w KP!
 ] 

Łączna liczba wyświetleń