Konkordat Ivanov
"Chodźmy do piekła, tam mają ciasteczka!"
● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ●
✣ Wiek / Rok: 16 | VI
✣ Pochodzenie / Status Krwi : Irlandia&Bułgaria | Pół krwi
✣ Dom / Zwierzę: Hufflepuff
| Tarantula- Pan Słodziak
✣ Patronus / Bogin : Irbis
| Klaun
✣ Orientacja / Urodziny : Aseksualna | 3 Sierpnia
✣Różdżka: Giętka
| 10 cala
|
Ostrokrzew
| Włókno ze smoczego serca.
Charakter
"Ludzie są tak jak lalki, niektórzy mają dusze,
a niektórzy są puści niczym katron soku,tylko że już wypity"
● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ●
Posiada iście ognisty, porywczy i niezwykle wyrazisty charakterek.Psotnica jakich mało, uwielbia, kiedy wokół niej dużo się dzieje, zwłaszcza kiedy to ona sama jest owych szalonych akcji prowodyrką. Nie potrafi usiedzieć w miejscu, a w jej głowie zawsze pełno jest pomysłów na to, jak urozmaicić czas sobie i innym, nie zawsze wprawdzie zgodnie z regulaminem i w pełni z zasadami bezpieczeństwa czy zdrowego rozsądku. Ciężko za nią nadążyć, a jeszcze ciężej przewidzieć, w jakim miejscu znajdzie się w następnej kolejności i co zrobi w kolejnej sekundzie. Nawet ona sama o tym nie wie, jej życie to jedna wielka spontaniczność, nie lubi planować, zastanawiać się niepotrzebnie czy myśleć nad każdym krokiem, ona po prostu działa. Plany w końcu mają to do siebie, że bardzo często nic nie idzie w zgodzie z nimi. Jeśli planu nie ma, nie ma żadnego stresu i tym łatwiej się improwizuje - to całkiem proste i oczywiste. Jest także całkiem pyskata, ale to chyba dlatego, że często najpierw mówi, a dopiero potem pomyśli, a że cięty język ma, to mimowolnie wychodzi jej bycie bezczelną małolatą, która palnie parę słów za dużo i zarobi przez to nieopatrznie szlaban, ups. Jest także chłopczycą. Brzydzi się spódniczkami i innymi...dziewczyńskimi rzeczami. Bywa kapryśna i często pakuje się w kłopoty, chcąc wiedzieć za dużo. Jest straszną marzycielką. Uwielbia położyć się do łóżka i w spokoju pomarzyć o wszystkim i o niczym. Ma swój własny, świat wyobraźni, w którym może zrobić, co się jej podoba. Mimo to, marna z niej loverka. Ona nie czeka na księcia na białym koniu. Jej by wystarczył biały koń. Książe jest zbędny. Nigdy nie była jeszcze zakochana, zauroczona czy wplątana w jakiś romans. Nie zna tego uczucia, nigdy się nie całowała, czy przytulała z chłopakiem innym, niż jej starszy brat, gdy byli mali. Chłopacy jako kumple? Jasne! Jako miłość? Ha.Ha. Dobre, dobre. Gdy nie mówi z chłopakiem-kumplem, jąka się, rumieni i nie wie co powiedzieć.
Jest cholernie Ambitna. Ma swoje cele w życiu i po trupach [ dosłownie ] do nich będzie dążyć. Nie odpuszcza szybko, walczy do końca. Nigdy się nie poddaje. Prócz wielkich ambicji, odwrotną do tego cecha jest fakt, iż Kon to przykład bezpośredniego lenia, mimo ogromnych pokładów energii. Może skakać, biegać, ale jak jej się nie chce, będzie nic nie robić, nawet przez kilka dni.
Jest Stanowcza, zawsze postawi na swoim, nawet jeśli nie ma racji to i tak ona będzie uważać, iż ją ma. Nie da się wyzywać, pomiatać czy obrażać swojej rodziny, nawet, jeślli chodzi o jej brata, z którym są często w kłótni. Wszystkich ocenia według pierwszego wrażenia które jest dla niej najważniejsze i które potem ciężko zmienić. Przebiegłość i wartki, bystry umysl to jej cechy charakterystyczne. Myśli trzeźwo i zazwyczaj prosto, nie korzysta bez potrzeby z talentu do knowań. Bo po co? Uznaje zasadę fair-play i tego nie zmieni. Nie cierpi oszustwa. Mści się okrutnie i do usranej śmierci, więc biada temu kto ja zawiedzie, czy też zrani.
Nie pozwoli krzywdzić słabszych i jest też całkiem inteligentną osóbką, która ma całkiem dobre oceny w szkole i kocha się uczyć oraz czytać, choć nie należy do klubu ślimaka.
Można tutaj zaznaczyć, iż dziewczyna posiada dość duży spryt i bystrość, jak i przebiegłość. Mimo uroczej twarzyczki, potrafi być iście przebiegła i szatańska. Niewinna mordeczka to tylko przykrywka. Jest także animagiem. Zamienia się w lisa, z czego pewnie chodzi o jej cechy charakteru jak i..kolor włosów?
Mówi od razu, gdy jej się coś nie podoba. Zawsze wypowiada swoje zdanie. Ma gdzieś to, że nikt jej nie słucha, robi to dlatego, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że nie próbowała. Nie plotkuje, brzydzi się fałszem.
Trudno zdobyć jej zaufanie, a co dopiero odzyskać je. Ruda nie uznaje czegoś takiego jak „druga szansa”, chyba, że na kimś jej naprawdę niesamowicie zależy, jednak na odzyskanie pełnego zaufania, nie ma możliwości. Bardzo ceni sobie szczerość. Zresztą sama jest szczera do bólu, chodź może po prostu czasem wredna…
Wygląd
"Jest tak gorąco, że zaraz piegi mi z twarzy spłyną..."
● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ●
Nastolatka, Puchonka, Ruda. To są chyba trzy najważniejsze tutaj szczegóły.Jednak zacznijmy od twarzy. Większość niej, pokrywają jakże urocze piegi, których Kon okropnie się wstydzi i ich nie lubi. Później twą uwagę przykują oczy. Mają dość chłodny, zimny kolor czystej stali, lecz w nich, dostrzec możesz wesoły płomyk, który rzadko kiedy z nich znika. Czasami, nie wiadomo, z jakich przyczyn, robią się niebieskawe. Może to..zależy od pory roku?
Jej nos jest zgrabny, drobny. Dziewczyna ma dość czuły węch. Czuje rzeczy, które nie poczuje większość jej rówieśnikow. Może to wada, może to zaleta, ale na pewno nie przyjemnie jest, gdy ktoś wypuści swe gazy w jej towarzystwie, prawda? No, właśnie. Ona wtedy czuje to dwa razy mocniej, fu.
Później- pełne, duże usta, dość blade, które co chwila są napełnione. Jak nie jedzeniem, to jakimiś słodyczami. Napełnione, bądź otwarte. Potrafi dużo mówić, oj dużo.
Zapomniałabym o włosach. Burza ogniście rudych włosów, opatula całą jej piegowatą twarz. Są długie. Czasami proste. Czasami falowane. Często, przeszkadzają jej w niektórych czynnościach codziennych, jak rysowanie czy pisanie opowiadań. Zazwyczaj spina je w różnorodne kucyki, koki, czasami nawet splecie warkocze. Jako jedyna z rodziny, ma rude włosy- Po mamie, która pochodzi z Irlandii. Dlatego, że jej matka zmarła i Kon mieszka z ojcem, nieswojo czuje się w rodzinie, w której wszyscy mają czarne bądź ciemne włosy, tylko nie ona. Ojciec także tych włosów nie trawi. Gdy była mała, słyszała pełno obelg od rodzica, na temat jej rudych włosów. Dlatego też, przez te wszystkie lata, nabawiła się strasznych kompleksów. Stara się te włosy ukrywać, wstydzi się ich, nie lubi ich i kiedyś nawet, chciała sie zgolić na łyso. Ale to już.. przeszłość, nie ważne.
Jest dość drobnej postury, co jest plusem do faktu, iż jest strasznie szybka i zwinna. Dzięki tym atutom, kocha skakać po drzewach. Najbardziej po drzewach, ale.. kocha skakać po wszystkim. Jak była mała, skakała po meblach, oknach i dachach. Prócz skakania, może nie jest zbyt silna, jednak, potrafilła by się obronić. Poznała większość sekretów walki wręcz, dzięki swojemu bratu.
Ma smukłe dłonie i dość długie palce, które świetnie nadają się do pianina. I tak jest. Panna Konkordat, uwielbia grać na klawiszach, choć jeśli już gra, to musi być sama w pomieszczeniu. Jedyną osobą, a raczej stworzeniem, które usłyszało jak Ruda gra, jest jej pupil.
Inne
"Żeby wam wszystkim, morseczki moje, żyło się dobrze!"
● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ●
✣ Ciekawostki:
◈ Ma na plecach długą blizne, od ramienia po biodro.
◈ Na biodrze, ma ślad po ugryzieniu hipogryfa
◈ Panicznie boi się klaunów, marionetek, lalek, kukieł (...)
◈ W jej szufladzie znajduje się cała sterta kart z czekoladowych żab. Nie żeby je kolekcjonowała, ona po prostu uwielbia jeść czekoladowe żaby i zwyczajnie żal jej wyrzucać podobizn ludzi do kosza. Co jeśli to zobaczą i się obrażą?
◈ Jest leworęczna
◈ Często gada do swojego pająka, wyżala się mu.
◈ Ma starszego o parę miesięcy brata, Valko. Syn jej Ojca z pierwszego małżeństwa.
◈ Większość osób w szkole albo jej nie zna, albo kojarzy z dziwacznych wybryków.
◈ Nie cierpi, jak ktoś mówi na nią "Ruda" albo "Ryża"
◈ Nie cierpi swojego imienia i ma za złe matce, że nazwała ją nazwą Polską "umowy międzynarodowej zawierana między państwem a Stolicą Apostolską". Więc przedstawia się Kon. Chyba jeszcze nikt nie zna jej prawdziwego imienia, poza bratem, ma się rozumieć.
● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ● ●
Kon, jako lis:
To chyba, na tyle. Wiem, wiem, karta nijaka i taka sobie, ale jakoś...nie stać mnie dziś na więcej czy lepiej. Jestem jak najbardziej chętna na powiązania jak i wątki ^^
Tego południa Hagrid na błoniach odnalazł rannego w łapę kociaka. Jako wielki miłośnik wszystkich zwierząt zabrał zwierzątko do siebie i opatrzył jego krwawiącą łapę.
OdpowiedzUsuńKot, wyjątkowo grzeczny i spokojny (może za sprawą imponującej postury Hagrida) siedział w jego izbie podczas gdy gajowy wyruszył do zamku aby odnaleźć właściciela zguby.
I los chciał, że pierwszym uczniem na jakiego się natknął była Puchonka.
-Dziń dobry! -powitał rudowłosą dziewczynę grzmiącym głosem, w którym pobrzmiewała pogodna nuta. -Czy ktoś u was nie zapodział kociaka? -zapytał, na myśli mając oczywiście uczniów domu Hufflepuff. -Znalazłem takiego małego przybłędę, który marzł na błoniach zraniony w łapę i szukam teraz nicponia, któremu nawiał - wyjaśnił drapiąc się po swojej bujnej brodzie i rozglądając się na boki jakby spodziewał się, z którejś ściany nagle wyskoczy uczeń, któremu zaginęło wspomniane zwierzątko.
Chłopak właśnie kończył wypełnianie swoich obowiązków prefekta i wracał z gabinetu McGonagall. Był dziś nieco nie w humorze, bo znowu musiał tłumaczyć pierwszoklasistów, dlaczego znaleźli się w niedziałającej łazience dla dziewcząt. Niech to szlag. Ty te dzieciaki nic nie rozumieją jak się do nich mówi?
OdpowiedzUsuń- Trzeba będzie rzucić jakieś zaklęcie na te drzwi.. - mamrotał Remus, trzymający stos pergaminów, które będzie musiał jeszcze wypełniać. McGonagall była nieugięta. Już miał skręcić w następny korytarz, kiedy nagle coś, a raczej ktoś z impetem na niego wpadł. Lunatyk zachwiał się do tyłu i z trudem przytrzymał się szybko zbroi, która akurat stała w kącie. Pergaminy runęły po całym łączniku. Oszołomiony Lupin zamrugał parę razy i zauważył Rudą czuprynę. Lily Evans? Nie. Zdecydowanie coś mu nie pasowało. Lily nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, po za tym.. I wtedy usłyszał głos Kon, który już dobrze znał.
- Ach, więc to ty mandarynko - wychrypiał, z lekkim uśmiechem na twarzy i wyciągnął w jej stronę dłoń.
- ..w wypełnianiu papierów - dokończył za nią i przeniósł wymowny wzrok na porozrzucane pergaminy. - Wie pani, prefekt też czasem potrzebuje pomocy - dodał, posyłając pielęgniarce jeden ze swoim posłusznych uśmiechów. Ukucnął i zaczął zbierać pergaminy, a gdy już to zrobił, złapał Konkordat za nadgarstek i pociągnął ku następnemu korytarzowi.
OdpowiedzUsuń- Co tym razem zrobiłaś,że pani Pomfrey ścigała ciebie z takim zamiłowaniem? - spytał, unosząc brew i puścił ją, kiedy byli już w bezpiecznej odległości od pielęgniarki. Nawet miał przez chwilę wyrzuty sumienia, że tak pozostawili biedną kobietę, na korytarzu, która zapewne chciała tylko pomóc.
Ostatnie wydarzenia, ściśle związane z jeziorem, na które obecnie spoglądał z trwogą, przyczyniły się do tego, że Syriuszowi wyjątkowo zbrzydła obecna pora roku.
OdpowiedzUsuńCo oczywiście nie oznaczało, iż zamierza siedzieć w zamku. To byłoby do niego bardzo niepodobne; takie spokojne siedzenie w jednym miejscu i bierne oczekiwanie na poprawę.
Gdy tylko lekcje dobiegły końca Syriusz postanowił udać się do Hagrida. Nie znosił długo przebywać sam-na-sam ze sobą, a jego przyjaciele piastowali stanowiska kapitana drużyny oraz prefekta, co równało się temu, iż Łapa stanowczo zbyt często był skazany na wyszukiwanie sobie rozrywki w samotni.
Obecnie Black przemierzał szkolne błonia z dość zasępioną miną i ponurym humorem, który, miał nadzieje, poprawi mu gajowy.
Przystanął gwałtownie, gdy..., uniósł głowę napotykając wzrokiem gałąź dębu, bo pod nim akurat przechodził, z drzewa zeskoczyła Kon.
-Czy ty zawsze musisz tak efektownie zaskakiwać innych ludzi? -zapytał retorycznie, a na jego ustach zawitał uśmieszek. Powiódł spojrzeniem po ramieniu Puchonki. -Więc jednak pani Pomfrey cię dopadła, co?
Z każdym jej słowem brwi Remusa wędrowały coraz wyżej.
OdpowiedzUsuń- Ale jaki ma sens nasmarowanie Cię tym.. czymś, skoro nie jesteś chora? - podrapał się po głowie z głupkowatym wyrazem twarzy i zaczął powoli kierować się przed siebie, mając zamiar iść do biblioteki.
- Ciesz się, że nie dostałaś takiej kary jak polerowanie pucharów Filcha - wzdrygnął się na samo wspomnienie woźnego, za którym wyjątkowo nie przepadał.
- Nie ma za co. W zamian pomożesz mi wypełnić papierkową robotę - uśmiechnął się szeroko, machając jej przed nosem stosem pergaminów.
- Na Merlina, dziewczyno, a co ty o tej porze roku robiłaś na drzewie? - spojrzał na nią jak na wariatkę. Westchnął i pokręcił głową z dezaprobatą. No tak, przecież to Kon.
OdpowiedzUsuńWszedł do biblioteki, przywitał się jak zwykle uprzejmie z panią Prince i wybrał miejsce w kącie, jakimś zaciszu biblioteki. Położył stos pergaminów przed sobą i przeciągnął się, jakby czekała ich dłuuga robota. Bo w sumie tak było.
- To przez ten cały bal mam teraz tyle roboty. Wiesz, jako prefekt muszę dopilnować, aby nie wydarzyło się na nim coś dziwnego, albo.. Aby Syriusz na przykład nie przedawkował Ognistej Whisky - wzruszył ramionami, jakby to było na porządku dziennym, że Łapa upija się przy każdej możliwej okazji.
-Więc jeszcze wiele musisz się nauczyć o uciekaniu - zażartował puszczając do dziewczyny oczko. Uśmiechnął się szeroko omiatając spojrzeniem biały krajobraz dookoła siebie. -Ale już lepsza ręka na temblaku od wypijania jakiegoś wstrętnego eliksiru - dodał na pocieszenie i aż się wzdrygnął na wspomnienie smaku specyfików pani Pomfrey.
OdpowiedzUsuń-Właśnie wybierał się do Hagrida - oświadczył po chwili powracając spojrzeniem na twarz Puchonki. -Masz może aby mi potowarzyszyć?
Wzdrygnął się demonstracyjnie, by oddać swoje ustosunkowanie do walorów smakowych specyfików pani Pomfrey.
OdpowiedzUsuńJednak mimo całej niechęci ze względu na pozostający w ustach niesmak po wypalających gardło eliksirach w duchu musiał przyznać, że zawsze były skuteczne i wybawiały go nawet z największych zdrowotnych opresji w jakie pakował się dzięki wrodzonemu talentowi do szukania kłopotów.
Z zadumy wyrwał go głos Kon, potrząsł głową jakby chciał w ten sposób opędzić się od myśli, które obecnie krążyły wobec wspaniałej nocy w Skrzydle Szpitalnym, kiedy to cierpiał przez Szkiele-Wzro. -Już, już! - odparł i dogonił ją w kilku susach. Uśmiechając się pod nosem zrównał się z dziewczyną krokiem i już po chwili znaleźli się pod chatką Hagrida. Zastukał w drzwi kilka razy i już po chwili grzmiący głos wyburczał jakieś "chwilunia!", a na ustach Łapy zawitał jeszcze szerszy uśmiech.
[ Jacha. Chociaż nie będę czuć się taka osamotniona. o: ]
OdpowiedzUsuń[ Jak dla mnie bomba. c: . Lepiej wyróżniać się z tłumu, niż być takim samym, jak inny, my friend. ~<3 ]
OdpowiedzUsuńPuchonka przechadzając się po szerokich korytarzach zamku już z daleka usłyszała znajomy głos. Tak brnąc dalej i nasłuchując w końcu dostrzegła znajomą twarzyczkę. Już z oddali zaczęła machać ręką do przyjaciółki, aby zawołać ją i obmyślić jakiś plan. Zapowiadał się ciekawy wieczór. - Słuchaj no, Kon. Mam ochotę wykręcić dzisiaj jakiś mały żarcik. Idziesz na to? - Uśmiech rozbłysł na jej twarzy, a w oczach pojawiły się iskierki.
OdpowiedzUsuńHmm... No a gdyby tak.. - Zamyśliła się na sekundę, po chwili pstryknąwszy palcami zarumieniła się na twarzy i wyjęczała. - Może by tak zrobić jakiś ciekawszy żart Ślizgonom? Co Ty na to? - Jej oczy pojaśniały z radości, na twarzy zrobiła się aż cała czerwona. - Najlepiej byłoby zrobić to wtedy, gdy już wszyscy zasną, w nocy. A tak szybciuteńko postawić ich na nogi. - Zarechotała niczym stara wiedźma i machnęła ręką. - Tylko jak dostaniemy się do ich domu?
OdpowiedzUsuń(Miejmy nadzieje, że wkrótce wypełni się jeszcze bardziej. Co do twojego pomysłu jestem jaaaak najbardziej za.)
OdpowiedzUsuń(Czuje się ogromnie zaszczycony. :D)
OdpowiedzUsuńTen dzień zaliczał się do cięższych w jego szkolnej karierze... Najpierw wyczerpujący trening Quidditcha, na któym każdy robił to, co chce.
Nienawidził czegoś takiego i zdecydowanie nie był do tego przyzwyczajony. Zrugał całą drużyne wręcz przesadnie, a później przez następne dwie godziny pracował w cieplarni z profesor Sprout wyjątkowo nie czerpiąc z tego faktu żadnej przyjemności. O ile Nicolas zazwyczaj był rad przy każdej pracy powiązanej z zielarstwem o tyle dziś ujażmianie jadowitych tentakul doprowadzało chłopaka do istnego szału. Później jeszcze Irytek, gdy wracał już przekonany o tym, że w końcu odpocznie w swoim dormitorium i okiełzna rozszalałe nerwy, wylał mu na głowe jakiś wstrętny szlam, który nie dał się usnąć za pomocą Chłoszczyść.
Innymi słowy... pan Sanders wstał dziś lewą nogą w każdym calu tego stwierdzenia, a to nie zdarzało mu się często.
Obecnie powracał z Łazienki Prefektów z wciąż lekko wilgotnymi po kąpieli włosami zupełnie niewskazującymi na stan w jaki miały nieszczęście się tego dnia znajdować.
Nawet nie zdążył zareagować, bo wszystko stało się naprawdę błyskawicznie. Mignęła mu burza ognisto-rudych włosów, a następnie Kon wpadła na niego z impetem, który naprawdę podziwiał ze względu na jej drobne gabaryty. Stękając i pojękując z bólu, bo padanie plackiem na kamienne posadzki nigdy nie zaliczało się do przyjemnych podniósł się z ziemi. Paradoksalnie do całokształtu jego dzisiejszego humoru incydent nie rozzłościł go ani trochę. Może dlatego, że do rudowłosej dziewczyny, choć było to trudne do pomyślenia, miał ogromne pokłady cierpliwości i tolerancji? Uśmiechnął się najuprzejmiej jak tylko potrafił, choć wnikliwysz obserwator dopatrzyłby się w tym grymasie poszlak wskazujących na wyraźną rezygnację blondyna. -Kon. Co znowu skonciłaś? - zapytał prosto z mostu, bo Puchonka nie mogła sobie gnać na łeb i szyje ot, tak i bez powodu.
Latanie na miotle, Quidditch, latanie na miotle, Quidditch. Te słowa były największą zmorą rudowłosej Puchonki. Po a) Ma cholerny lęk wysokości po b) Żadna miotła chyba jej nie lubi po c) Na cholerny lęk wysokości. Te trzy powody są najważniejszymi, dlaczego też boi się latać. W sumie... bardzo by chciała. Ba, zawsze marzyła, iż jak nie uda jej się z smokami, wykminić coś w sporcie, ale wiecie. Lęk wysokości i latanie na miotle nie idzie kompletnie w parze. Od pierwszych dni w Hogwarcie chciała grać w drużynie, ale nie pykło, kiedy bała się nawet podejść do miotły. Z resztą, nie ważne. Ostatni lot na miotle skończył się złamaną dłonią, złamaną błyskawicą Syriusza Blacka, złamaną jej miotłą, którą dostała od ojca i wieloma siniakami. No więc właśnie. Uznajmy, że tematu nie było.
OdpowiedzUsuńCo do jej drobnych gabarytów. Faktycznie. Ruda jest drobna, jednak kiedy się rozpędzi, uciekając przed zgrają Ślizgonów, potrafiłaby staranować nawet stado olbrzymów, ażeby tylko uciec gdzie pieprz rośnie. Ponoć w małym ciele, duży duch.
Czy coś takiego.
Jej twarz wykrzywił dość szeroki uśmiech, kiedy zczołgała się z blondyna. Wstała, teatralnie otrzepując szatę.
-NIIIKOOOOOOŚ!- Pisknęła dość głośno, szarpiąc go za rękaw szaty.
-Schowaj mnie. Błagam. - Jęknęła, obracając się z tyłu, na zakręt. Tam było słychać wściekłe głosy:
"Słyszycie? Pobiegła chyba tędy!"
"Stłukę ją na kwaśne jabłko!"
"Ta Ruda s*ka zapłaci za to, co mi zrobiła!!"
Po tych słowach, cała zadrżała. Niech Nicolas coś wymyśli. I to szybko, bo zaraz obojgu się dostanie...
Fantastycznie. Oto Kon postawiła go w sytuacji wymagającej szybkiego i rozsądnego myślenia, a warto wspomnieć, że roztrzepana natura Nicolasa kiepsko radzi sobie z takimi zadaniami.
OdpowiedzUsuńZupełnie mimowolnie przybrał wyraz twarzy pasujący, do człowieka, który przegrał życie, jednak nie porzucał ostatków nadziei na to, że przyparty do mury wpadnie na coś błyskotliwego. Teraz nie tylko jego rudowłosa przyjaciółka znalazła się w opałach. Chłopak w końcu też nie widniał na szczycie listy osób, z którymi sympatyzują uczniowie Domu Węża.
Może tak spróbować obudzić swoją dyplomatyczną stronę natury? Nie, to też odpada. A raczej Odpada, przez duże "O". W końcu to rozwścieczeni Ślizgoni...
-Wygląda na to, że będziesz musiała na chwile zwalczyć swoje lęki i fobie - oznajmił w końcu grobowym tonem, dopiero sobie uświadamiając, że od paru chwil kątem oka spogląda na uchylone okno, a jego głowie formuje się szaleńczy plan. Zacisnął usta i niewerbalnym Accio sprowadził miotłę, wcześniej dokonując w myślach szybkiej kalkulacji: czy miotła zdąży nadlecieć zanim napastnicy nadbiegną i rozszarpią ich na strzępy? Ostatecznie wyszło na to, że nie był tego pewien.
Pozbierał się zwinnie z posadzki i ze zdumiewającą stanowczością pociągnął za sobą Kon zakleszczając ją w mocnym objęciu jednego ramienia, bo nie wątpił, że ta zacznie się opierać, gdy tylko dotrze do niej natura planu. Rozchylił okno tak gwałtownie, że niemal wyleciało z zardzewiałych zawiasów i wdrapał się na niski parapet. Nadlatująca miotła dosłownie wpadła w jego ręce i szybko bijącym z ekscytacji sercem wciągnął na nią Konkordat. Odbił się do lotu akurat w tym samym momencie, gdy zza rogu wybiegła grupka Ślizgonów. Usłyszał nad głową huk tłuczonego szkła, gdy jedno z rzuconych za nimi zaklęć rozbiło okno, wtedy chcąc uniknąć ostrych odłamków zmienił kurs lotu i poszybował ku Błonią. Po niespełna minucie wylądowali przy jeziorze. \
-Jak się trzymasz? -rzucił lekko zadyszany, bo cała akcja może nie kosztowała go wiele wysiłku, jednak na pewno pochłonęła dużo nerwów.